środa, 1 lipca 2009

Lot AY 021 Helsinki (HEL) - New Delhi (DEL)

Siedząc w poczekalni zastanawiałam się nad istotą tolerancji, przecież zawsze miałam się za tak otwartą i tolerancyjną osobę, a tutaj, zderzenie z innością w przytłaczającej ilości spowodowało uruchomienie jakiś nieznanych mi dotąd reakcji. Czy to po prostu zachowania obronne? Czułam się zagrożona, to nie ulega wątpliwości, ale przecież było to poczucie zupełnie irracjonalne, nie mające żadnego przełożenia na rzeczywistą sytuacje. I teraz, gdy o tym myślę, to właśnie mnie najbardziej przeraża. "Ideał sięgnął bruku" ja, która innych pouczała w sprawach tolerancji sama nie mogłam sobie z tym poradzić... Nawet gdy wchodziliśmy do samolotu, usiadłam na swoim 28C i tylko się w duszy modliłam żeby nie usiadł koło mnie jakiś dziwny hindus. Czyż to nie okropne? Nawet wtedy zdawałam sobie z tego sprawę, ale myśli kłębiące się w głowie, powodujące stan na pograniczu paniki i wstydu, bo przecież mi wstyd.

Jednak ku memu zdziwieniu nikt koło mnie nie usiadł, więc miałam wolne miejsce przy oknie. I wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy usłyszałam język polski z siedzenia obok. W całym ogromnym Airbusie była czwórka Polaków i akurat siedzieliśmy obok siebie. Po chwili Marcin zapytał czy może się do mnie dosiąść i całą czwórką siedzieliśmy razem. Fińskie linie lotnicze zapewniły nam i posiłki, i atrakcje, oglądałam sobie kreskówki, słuchałam muzyki, z czasem minęła panika, uspokoiłam się i mogłam spokojnie zebrać myśli. Pamiętam moment odlotu, to uczucie że już nie da się uciec, że klamka zapadła i teraz niech się dzieje co chce. Patrząc na unoszące się skrzydła samolotu zastanawiałam się jaka wrócę za dwa miesiące. Ta podróż mnie zmienia, pozwala się odkryć, już na samym początku zaskakując spostrzeżeniami.

Lądowanie, trochę potrzęsło i trzeba było się zbierać. Na lotnisku kolejki, dwie odprawy, a potem czekanie na bagaż. Mój leciał aż z Berlina więc wrzucili go dopiero na końcu... Zdążyłam już wpaść w panikę, swoją drogą uczucie paniki nie opuszczało mnie przez najbliższą godzinę. Patrząc na taśmę na której co rusz pojawiały się torby tylko czekałam na moją z uporem maniaka wmawiając sobie, że zgubili moją torbę, bo już dawno powinna być. Dopiero gdy w końcu ujrzałam znajomą walizkę przyszła ulga. Myślałam sobie, że jeszcze tylko jedna odprawa paszportowa i mogę iść, a Deepak z Abim już pewnie czekają.

Wyszłam do sali oczekujących, a tam ich nie ma. I znowu, przerażenie, gdzie są chłopcy? Co ja zrobie sama w Indiach na lotnisku o 4am? Stres! W głowie uruchomiło mi się tysiące pomysłów, awaryjny plan działania. Mówię sobie "Dasz radę!" Kupić sim, dzwonić do Deepaka, jak nie odbierze to na informacje, do hotelu, kontakt z Tomkiem, numer do polskich EP, jakoś to bedzie.
Poszłam kupić kartę sim, niby prosta rzecz, a jednak, okazało się że musze mieć adres w NDelhi. Dobry człowiek pozwolił mi jednak zadzwonić do Deepaka. Nie odbiera. Przerażenie opanowuje już mój mózg, co robić? Plan spalił na panewce. Pytam czy mogę skorzystać z internetu, mogę, znajduje nr do Deepaka. Jeszcze raz dzwonimy, tym razem odbiera, czekają przed wejściem. Dziękuję sprzedawcy, zostawiam mu paczkę krówek, w podzięce. Wychodzę a przed oczyma staje Abi z bukietem kwiatów. Czekali od 3.40.

Powitania, uściski, jedziemy taksówką przez Delhi. W oknie migają mi slumsy, przerażające. Miasto jeszcze się nie obudziło i wygląda przygnębiająco. bardzo.

2 komentarze:

  1. O co chodzi że Twój bagaż leciał aż z Berlina...? z tekstu wynika, jakby on leciał z Berlina do NDelhi jednym samolotem....xD

    OdpowiedzUsuń
  2. niee leciał tak jak ja, tyle ze jak masz międzylądowanie to nei dostajesz swojego bagażu tylko obsługa Ci go wrzuca do drugiego samolotu od razu ... no o ile nie zgubi :P

    OdpowiedzUsuń