i skończyło się rumakowanie, Aki musiała pojechać do pracy mi trzeba było znaleźć jakieś rozwiązanie, wstępnie miałam zostać u niej i zwiedzać z kimś z LC New Delhi, napisałyśmy ogłoszenie, umieściłyśmy je na forum i czekałyśmy, czekałyśmy i ... nic, przez dwa dni nikt nie odpowiedział na naszą wiadomość. Zaczęłyśmy dzwonić, pytać, próbować ale wszędzie ta sama odpowiedz, mam egzamin i nie mam czasu, a my mamy problem, który narasta z minuty na minutę.
Nie wiem jak dałabym sobie tutaj radę bez pomocy innych praktykantów, ostatnia myśl jak a miałam to zadzwonic do Janusza, okazało się że od wczoraj są tu jeszcze Kamila i Wojtek, razem możemy zwiedzać miasto. Tyle że ich mieszkanie jest bardzo daleko od Aki i dojazd dziennie zabierałby mi godzinę, wiec znowu trzeba było szukać rozwiazania. w końcu skontaktowałyśmy się z drugim komitetem, tym który załatwiał mieszkania wszystkim prakykantom i po ugadaniu szczegółów następnego ranka zabrałam swoje rzeczy i postanowilam się przeprowadzić do Lajpat Nagar.
Obudziła mnie Aki, chociaż budzik dzwonił już od 8.30 dopiero po godzinie, czyli wtedy kiedy ona przyszła sprawdzić czy wszystko ze mna w porządku, wstałam. W pośpiechu przygotowalam się do wyjścia, zjadłam sniadanie, zadzwoniłyśmy po taksówkę i gdy nie pozostało mi nic innego jak tylko czekać na kierowce okazało się, że przewidziane 15 min wydłużyło się do 90. W Polsce to za taką obsuwę miałabym pewnie kurs za darmo, ale tutaj? Kierowca nawet nie chciał mi pomóc z bagażam, a za usługę zarządał sobie 350r.czyli 2 razy więcej niż wydałam w ciągu weekendu w Bombaju na środki transportu! Nie dość że niechętnie to jeszcze zawiózł mnie najpierw w inne miejsce, więc dopiero o 12.30 zobaczyłam machającą mi z ronda Kamilę.
Zaniosłam rzeczy na górę, ich mieszkanie znajduje się na 4tym piętrze kamienicy, jest jednym z najlepszych tutaj ale przez to najbardziej zatłoczonym, w czteropokojowym mieszkaniu na 10 łóżkach śpi 12 osób, ale jest czysto, łazienki nie obrastają brudem, a blat kuchenny się nie lepi, czego nie można powiedzieć o innych lokum kolonii. I nawet są żyrandole, co prawda nie dzialające, i sufit jest biały, i ze ścian nic nie odpada.
Trochę się pogrzebaliśmy, trochę pogadaliśmy i w końcu czwóreczką, z Kamilą Wojtkiem i Januszem, wyjechaliśmy w miasto. Oczywiście zaczęliśmy od targowania się z riksiarzem, bo jakżeby tutaj inaczej, z 80rs zeszliśmy do 60ciu i pojechaliśmy do India Gate. Pamiątkowe zdjęcia, jedno, drugie, trzecie śmieszne bo przytulane i pozowane, potem targowaliśmy się o wodę i inne napoje z ulicznymi sprzedawcami i wszystko byłoby super fajnie gdyby nie fakt, że podeszli do nas hindusi i chcieli mieć ze mną zdjęcie. Zgodziłam się na jedno, drugie, ale w momencie kiedy chcieli żeby zdjęcia były z natury tych przyjacielskich i ich ręce wylądowały na moich ramionach, nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć na środku placu. Nie powinnam ani sie unosić, ani wyklinać, fakt, ale nie potrafiłam sobie poradzić z tym że ktoś z ulicy podchodzi do mnie i chce mnie dotykać, tylko dlatego że jestem blondynką. I chociaż racjonalnie rzecz biorąc to nic wielkiego takie zdjęcie, to jednak czuje się jakby ktoś mnie wykorzystał, jakby zabrał mi część siebie, jakby mnie z czegoś okradł. Szczególnie wtedy kiedy śmie kłaść swoje łapy na moich ramionach.
Naszym następnym przystankiem był kompleks parlamentu, gdzie zobaczyć można wierze strażnicze i lufy karabinów wymierzonych w przechodniów, do środka nas nie wpuszczono, ale w drodze wyjątku pozwolono nam zrobić zdjęcie przed głównym budynkiem. potem ruszyliśmy w stronę metra, co chwile mijając budkę strażniczą i obserwujących nas funkcjonariuszy.
Obraz metra w New Delhi to chyba jedyna rzecz której bym się tutaj nei spodziewała, zważywszy na stan całej komunikacji miejskiej , stan dróg i podejście ludzi do przepisów prawa a także do własnosci publicznej. Bo metro tutaj nie odbiega niczym w kwestii standardów od innych wielkomiejskich stacji. W środku jest czysto, przestronnie, nie ma tłoków, a klimatyzacja sprawia ze nawet nie chce się wychodzić. Wagony są nowoczesne, z nieobdrapanymi siedzeniami i gdyby nie ludzie gapiący się na nas i szeptający coś po kontach, i informacja prosząca o niesiadanie na podłodze, moznaby na chwile zapomnieć o tym że jesteśmy w Indiach... ale jesteśmy
Wyszliśmy na Old Delhi, i po chwili juz wiedzieliśmy że to był błąd. kręte, wąskie uliczki przytłaczaly nas swym ubustwem, bródem i smrodem. Co gorsza weszliśmy w sekcje slusarską bo na każdym straganie naganiacze próbowali zachęcić nas do kupna kranu albo kurka, a my po prostu chciliśmy jak najszybciej sie stąd wydostać, dotrzeć do tego cholernego Red Fort i nie musieć więcej patrzeć na te wygłodniałe twarze, na te bezrękie torsy. Doszliśmy do Jamal Masid, jednak to wciąż nie było miejsce ani bezpieczne, ani takie gdzie moglibyśmy zjeść coś. I tu pojawił się problem, Kamila zaczęła czuć się słabo, z głodu i wyczerpanai mogła w każdej chwili zemdleć, a my nie wiedzieliśmy ani gdzie jesteśmy ani gdzie znajdziemy jakieś jedzenie które po spożyciu nie grozi nam biegunką. Okazało się że musimy się wrócić, raz jeszcze przejść przez ulice starego miasta. I chociaż byliśmy w czworkę to bylo trałmatyczne przeżycie. Staraliśmy się iść szybko, jak najszybciej, ale i tak widzieliśmy całe przygnębiające okrucieństwo, i tak świdrujący wzrok uzależnionych nie dawał nam spokoju. My szliśmy nie rozglądając się, a po prawej oślepiali chłopca, my szliśmy a po lewej ktoś zażynał kurę, strużka krwi spływala po chodniku, szliśmy a beznogi żebrak wyciągał rękę. Niczego tak bardzo nie chcieliśmy zobaczyć jak drogi głównej, która moglaby nas zaprowadzić w bezpieczne miejsce. Poprosiliśmy jednego, wyglądającego schludne, hindusa o pomoc, poszedł z nami, kretymi uliczkami wyprowadzil nas na powietrze, zadymione powietrze ulicy. Byliśmy uratowani. Wsiedliśmy w riksze i pojechaliśmy do... Mc Donaldsa. W takich chwilach czlowiek kocha globalizację, chociaż jedzenie było ochydne byliśmy pewni, że jest zdatne. I o zgrozo, w Polsce zawsze McDonalds kojaży się z najgorszą szmirą to tutaj dał nam poczucie bezpieczeństwa, jakiegoś choćby standardu który gwarantuje brak późniejszych chorób.
Old Delhi to jedno z tych miejsc ktorych czlowiek nie chce, ale powinien zobaczyć, bo Indie to nie tylko piękne świtynie, skoro 2/3 społeczeńtswa żyje w takich warunkach. A widok przeraża, przyprawia o mdlości ale też uczy, wdzięczności za to że udało nam się być Europejczykami, szacunku do wszystkiego co mamy. Takie są prawdziwe Indie, takie jest ich serce, serce stolicy, Old Delhi.
Nie chcielismy wracać do czesci zabytkowej starego miasta, postanowiliśmy pochodzić po nowoczesnym centrum, usiąść na trawniku i odpocząć. Zaczynało się ściemniać, gdy wróciliśmy rikszą było już po zmroku. Zadzwoniłam do Ramity, dziewczyny odpowiedzialnej za mieszkania praktykantów żeby dowiedzieć się gdzie dokladnie mam się przeprowadzić. Pod pierwszym numerem nei było zupełnie miejsca, zagęszczenie 10/8, w drugim 9/8, dopiero inni praktykanci powiedzieli mi że w mieszkaniu na Dayanan C. powinno znaleźć się jakieś miejsce, ustaliłam z nia że tam pójdę. Byl wolny materac, więc luz, do środy damy radę.
W mieszkaniu powitał mnie Gio, praktykant z Kazachstanu, od razu pokazał mi co i jak, po chwili zjawił się Krzysiek, polski EP z Warszawy. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, wrócił Lasse (Niemcy) i okazało się że jego współlokator do niedzieli jest w Jajpurze wiec nawet nie muszę spać na materacu, tylko mogę sobie użyczyć jego łóżko.
Prysznic, cos zjedliśmy i postanowiliśmy się przejśc, w odwiedziny do innego mieszkania, do Hani. Tam okazało się że u nich od dwuch dni jest wolny pokój, co oczywiście świadczy o tym jak wszystko jest przemyślane i zorganizowane w Indiach. W jednym mieszkaniu 12 osób na 10 łóżek, mnie wysyłają od Annasza od Kajfasza, a w jednym z mieszkań wolny pokój. W głowie się nie mieści, ale cóż, jak to mowi Janusz w takich sytuajcach "Welcome to India".
Wrociliśmy około pierwszej, i znowu niespodzianka, nie bylo wody. Tak, tutaj się to się zdarza, dobrze że chociaż przed wyjściem wzięliśmy prysznic, bo klimat przecież robi swoje. Położyłam się w pokoju z Lasse, ale za nic nie mogłam zasnąć. Różnica między wczoraj a dzisiaj była nie do zniesienia, cienki materac przesiąknięty potem wydawał z siebie nieprzyjemny odór, Wiatrak bardziej przeszkadzał niż pomagal niemiłosiernie rzędząc. Zasnęłam w końcu około 4tej, wstałam o 8.30. Ta noc była jedną z najgorszych....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz