Poniedziałek, tak znów był poniedziałek. Skrzynka mailowa jak zwykle wypchana mailami tak że się odpisywac nawet nie chce, a w biurze - no jasne, gorąco!
Ten dzien jednak był troche inny, mieliśmy narodowe Team Daysy! najpierw troche zabawy, później jeszcze więcej zabawy. Jak dzieci ganialiśmy się w parku grając w "jaki jest twój numer" - węgierską zabawę polegającą na tym, że kazda z drużyn musi schować swoją flagę, bronić jej przed przeciwnikami i w międzyczasie oczywiście ukraść im ich flage nie dając się w tym czasie zabić. Zabić czyli przeczytać na głos numer który się ma przyczepiony do brzucha.
Tylko ze my do tej gry podeszliśmy strategicznie, mieliśmy plan, podział na role i każdy bronił swojego terytorium! eh, jakbysmy sie przenieśli do wczesnego dzieciństwa, najdalej do podstawówki. A tu ludzie na studiach, piastujący poważne stanowiska, ganiają się po parku od drzewa do drzewa.
potem poszliśmy na karaoke, najpierw super tanie drinki (do 21 za kazdego placi sie 500 forintow czyli jakies 7 złotych! No to każdy kupil sobie po dwa, niektórzy trzy nawet i dalej do śpiewania. Do drugiej spiewaliśmy wszystko co możliwe, to nic ze wiekszość po wegiersku! Bylo niesamowicie!
Kiedy trzeba było się juz zbierać okazało się że dwie osoby gdzies sie zgubiły, ale rzeczy zostawiły na naszym stole. i prawde mówiąc szukanie dwóch dziewczyn w 3piętrowym klubie nie należy do najłatwiejszych. Poszukiwania trwały ponad pół godziny, a i tak trzeba przyznać że to bardzo krótko. Kiedy je znaleźliśmy tańczące na scenie w jednym z houseowych pokoi Onur zdecydował się zostać na parkiecie a ja, wracac do miezkania
Powoli, przez ponad godzine spacerowałam nocnym budapesztem, zgłodnialam, poszłam do sklepu, wrócilam, przeszłam przez jedną ulicę, weszłam w drugą, i tak powoi spacerując zrozumiałam, że chociaż Krzysiek mial racje i te miasto nie jest najpiękniejsze, to czemu miałabym nie zostać tu na chwile i się nim cieszyć, pomimo wszystko?
D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz