Praca, kryzysy, praca!
Kolejny dzień zaczął się zupełnie tak samo, od porannego ćwiczenia do wyjścia do biura. Tylko droga byla inna. Ostatnio w walce z wszechogarniającą rutyną postanowiłam troche zwiedzić okolice i... do biura pójść piechotą. Mialam z założenia przejść obok targu z warzywami, ale cóż, ostatnio coraz częściej się gubię i ... zgubiłam się po raz kolejny. Koniec końców dotarłam do znajomej Weschelleny utca i .... zdecydowalam się na tramwaj.
Tak, w pracy kolejne kryzysy, dowiedziałam się, że HR znów zmienia zdanie, i nie chcą nikogo z Polski ani z Włoch... A ja juz znalazłam świetnych kandydatów! Wszytko pasowało i... zachciało im sie ludzi z Turcji! Nie fajnie, och nie fajnie.
Reszta dnia upływala pod hasłem kolejnej szperaniny w bazie danych i czekania az w koncu skoncze formulowanie niezbędnych rubryczek. Potem tylko sprawdzić wiadomości i można się zwijać :)
Wreszcie weekend!
uwagi na koniec:
1) Panie w sklepach na Węgrzech sa bardzo nie miłe, nie chodzi mi tu o jakieś butiki tylko o normalne sklepy... one chyba nigdy sie nie uśmiechają.
2) Nigdzie nie mogę znaleźć koziego mleka, w końcu nawet Radomir obiecał sprawdzić czy u niego w Serbii się uda coś kupić.
3) Na Węgrzech pieniądze są jak w Monopoly, nigdy nie wiem ile zer to duzo...
Swoją drogą całkiem zabawna sytuacja z wymianą pieniędzy. Wczoraj poszłam do kantoru i chciałam wymienić 50euro, miało być 14000forintow, tak tak 14 TYSIĘCY. No i dostałam 5 banknotow. Myśle sobie, cos jest nie tak, powinno byc wiecej. A tu sie okazuje ze oni mają banknot 10.000czny!
Wychodząc sprawdzam sprawdzam, nie moge sie doliczyć, weszłam jeszcze raz, mówie kobiecie że mi brakuje pieniedzy a ona na to ze to taaaki duzy banknot....eh, troche mi głupio było, ale cóż... sie zdarza. Szczególnie jak sie wpadło w Węgry jak Śliwka w kompot!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz