Kto z nas kiedyś pod nosem nie mamrotał "Niecierpie poniedziałków", ten akurat nie był aż taki, taki parszywy. Robota biurowa skończyła się raczej szybko i zaczęły się bardziej przyjemne przyjemności :)
Wspieliśmy się na szczyt Budapesztu, po długiej ponad półgodzinnej i wyczerpującej do cna wędrówce wspieliśmy się na skały skąd rozpościera się niesamowity widok na miasto a statułetka Wolności ze spokojem spogląda na miasto. No, wspieliśmy się i zaczeliśmy robić zdjęcia, bo co innego w tak pieknym miejscu. A jak zdjęcia na szczycie to oczywiście w podskokach... Aż krew zamarzała w żyłach na widok skaczących Yany i Nadii na murku tuż nad przepaścią, ale one, jak mówily gorsze już w życiu rzeczy robiły, więc skakały ile wlezie.
Potem piwko, potem spacer, potem cokolwiek, w tym cudownym, magicznym Budapeszcie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz