Zawsze zastanawiałam się jak to jest możliwe, że ludzie spędzają pół życia w biurze. Od kilku dni siedze za biurkiem od 12:00 do 19:00, 20:00 albo jeszcze troche dłużej… Tak, zaczęło się życie biurowe, z pięknymi lśniącymi nowością blatami, z przerwą na herbatkę i na drugie śniadanie. Każdy dzień zaczyna się zupełnie podobnie, rano jak już się z trudem przebudzę, poranna gimnastyka, prysznic i do biura. W biurze standardowe „cześć, co tam?” i przed ekran. I tak przez resztę dnia… Dobrze, że chociaż szpilek nosić nie muszę i jakiegoś oficjalnego stroju, tylko na poważne spotkania. Przecież oszaleć możnaby wyłącznie z praniem i prasowaniem!
Rozumiem, kultura organizacji, dress code, ale bez przesady biegać cały dzień na 6cm szpilkach w niewygodnym kostiumie, który zawsze gdzieś uwiera i zawsze gdzieś spina... Na szczęście jak na razie mnie to nie dotyczy, na szczęście jeszcze mam troche przed sobą „wolności”, na szczęście. I szczerze mówiąc nie wiem czy bym się jakoś tak bardzo cieszyła gdybym właśnie miała kończyć studia, w końcu dopóki trwam w tym, swoistym moratorium, ani się spieszyć nie muszę, ani jakoś specjalnie naginać. Nawet do biura chodzę sobię bo chcę i na 12:00 jak się uda. Potem, to chyba już tak łatwo nie jest, a i ryzyko znacznie większe. Dlatego, kochane studia, kochane życie studenckie... trwajcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz