poniedziałek, 7 września 2015
Warto być przyzwoitym
niedziela, 28 czerwca 2015
La vita e bella
niedziela, 7 czerwca 2015
Bezgłos
Kiedy szłyśmy przez ciemną salę konferencyjna wypełnioną uwaznymi spojrzeniami widzów, na chwile zacisnęła moją dłoń. "Boję się" - wyszeptała tuż przed wejściem na scene. "Wszystko będzie dobrze" odpowiedziałam i uścisnęłam ją dla dodania otuchy. Potem gdy już stała w świetle reflektorów i szeptała swój wiersz stałam na środku uśmiechnięta, umówiłyśmy się, że jak bedzie się bardzo bała to popatrzy na mnie, że tak będziemy się wspierać.
Akademia pod palmami.
Wygląda to trochę jak wielka hala, boisko do gry w siatkówkę tylko zamiast parkietu jest betonowa posadzka i nie ma słupków do rozwieszenia siatki. Jest tez male podium w końcu pod ścianą pomalowaną w drzewa i motyle. W rzędach stoją małe stoliki zawsze nie-dopasowane krzesła, po dwa lub trzy przy każdym, przy suficie zaś krążą ogromne ramiona wiatraków, na klimatyzacje nigdy nie ma pieniedzy.
Wchodzę trochę spóźniona bo przeciez jestem tu prawie co tydzien od wrzesnia i nie potrzebuje kolejnej mowy otwierającej, nie chce nawet słuchać najnowszych wydarzeń, jeszcze nigdy nie słyszałam pozytywnych wiadomości. Znowu ktoś prosi o ryż i ziemniaki, bo ojciec jednej z rodzin został zatrzymany przez policje i jest przetrzymywany w areszcie. Przewinienie jak zawsze to samo, nielegalna praca na budowie albo w kuchni jednego z wielu mamaków przy drodze. Nielegalna, gdyż każda praca uchodzców jest poza prawem.
Grupka chłopców stoi pod ścianą, w tłumie rozpoznaje Umuta, śmieje sie na mój widok i macha ochoczo. Juz dobrze się znamy, już wie, że sprawdzę jego zadanie domowe i że jak czegoś nie rozumie, to nie musi się bać, że może powiedzieć nawet to, czego się leka. Nie pytam go zbytnio o Pakistan, o dom, czasami tylko sam mówi, "Teacher, w Malezji jest super, bez strachu i moja siostra może się uczyć, i wszystko jest piekne, naprawdę"
Razem rozwiązujemy zadania z matematyki, ćwiczymy pisanie i czytanie. Ostatnio liczyliśmy ile kosztują produkty na ulubione Gobi Aloo i Kebab. Dopiero za trzecim razem Umut zrozumiał, że jeśli kilogram ziemniaków kosztuje RM3 to pół będzie za półtora ringgit .Nigdy nie rozwiązywał zadań tekstowych, nigdy też nie robił zakupów. Jego matka przychodzi do ośrodka pomocy dla uchodzców i dostaje racje, na kupowanie nie mają pieniedzy, a matka pewnie i tak by syna nie wysłała po zakupy.
W blasku
Jest prawie druga w nocy kiedy zamykam wreszcie komputer, tak, bardzo chcialam uporać się z tą prezentacją wcześniej, prosiłam mówców i prezenterów o co najmniej dzień na złożenie wszystkiego w całość, ale "przecież oni są bardzo zapracowani", usłyszałam. Tak bardzo, że ja teraz kończę o 2giej a wstawać muszę o szóstej - chciałam rzucić w twarz koordynatorce ale stwierdziłam, że to już nic nie zmieni.
Zaspana przyjezdzam do sali koncertowej na obrzeżach KL, w jednej ręce trzymam materiały, w drugiej kubek z kawą. Jak zawsze coś nie działa, jak zawsze ktoś chce zmienić kilka slajdów w prezentacji. Czuję kompletną bezsilność gdy nasz gość VIP spokojnie tłymaczy mi że jest wielce doświadczony i to już nie pierwsza taka jego konferencja wiec powinnam mu zaufać. Prawie eksploduje kiedy koordynatorka projektu uprzejmie przeprasza go za moje zachowanie - za to, że przypominam mu, że termin zsyłania prezentacji minął 3 dni wcześniej i nie moge już zmienić jego slajdów - mnie nikt nie przeprasza za nieprzespaną noc i brak szacunku do mojej pracy.
Jednak kiedy wychodze z auli i pierwszy raz spotykam Sansan i Zeye, dwójkę dzieci uchodzców, całe zdenerwowanie mija. Stoją w rogu czytając z kartki swoje wiersze. Dzisiaj jest ich wielki dzień, mają wystąpic przed 300 widzami na scenie sali koncertowej, największej jaką kiedykolwiek widzieli. Mają opowiedzieć historię ich życia, historię przeprawy przez wilgotną dżunglę, bezdroża ryzowych pól. Chłopcu załamuje się głos kiedy wspomina tygodnie niepewności, czekania na zmierzch i nocne przeprawy przez błoto, mówi, że pomimo tego jak bardzo był głodny wiedział, że musi iść, że musi być cicho, że inaczej jego rodzice nie dadzą sobie rady z cierpieniem.
W ramach konferencji udało nam się zebrać około 110.000RM, czyli równowartość 4.5 rocznych wypłat dla nauczyciela, czyli rownowartość szansy na naukę dla prawie 200 dzieci.
W cieniu
W Malezji mieszka od 150.000 do 500.000 uchodzców. We wrześniu zeszłego roku rząd zabronił im legalnej pracy a także dzieciom uczęszczania do szkół. Rzecznik rządu tłumaczył w wywiadzie prasowym, że Malezji nie stać na utrzymanie dzieci w szkołach a bezrobocie wzrasta więc celem ministerstwa pracy jest przede wszystkim zapewnienie zatrudnienia obywatelom. Na pytanie zagranicznego korespondenta co mają zatem zrobić uchodzcy, skoro nie mają ani pracy ani środków do życia, zakłopotany rzecznik stwierdził, że albo mogą uzyskać pomoc od organizacji pozarządowych, albo się wyprowadzić, że Malezja nie powinna być ich stałym miejscem zamieszkania tylko co najwyżej tymczasowym.
Póżniej, w reportarzu BBC równie zakłopotany korespondent dodaje, że kara za nielegalną prace jest równa tej za kradzież. Nawet nie dziwię się statystykom pokazującym, że w więzieniach za drobne przestępstwa około 80% karanych to obcokrajowcy z ASEAN, głównie uchodzcy i nielegalni imigranci. Prasa rządowa pomija temat, prasy nie-rządowej w Malezji, nie ma.
O uchodzcach głośno robi się dopiero kiedy statek wypełniony muzłumańskimi uciekinierami z Birmy zostaje zawrócony przez malezyjską straż przybrzeżną. Oficjalne media muszą zająć się tematem, presja z zagranicy jest zbyt duża, odświeżają zatem statystyki i tłumaczą, że ze względu na spadek wzrostu gospodarczego Malezji nie stać na uchodźców, że bracia muzłumanie są w potrzebie, ale lepiej będzie jak zostaną u siebie, a Malezja prześle im żywność z Kuala Lumpur do Yangoon. Wkrótce zaczyna sie tez Ramadan, wiec jako muzlumanie sami powinni zrozumiec, ze to nie jest najlepszy czas na zawracanie glowy.
wtorek, 5 maja 2015
biala kobieta w podrózy
Bangladesh
Jeszczcze w taksówce mężczyzna w średnim wieku z niedowierzaniem patrzyl się w lusterko, kiedy zapytana gdzie lece, odpowiedzialam ze do Dhaki. Po krótkiej rozmowie jakby odrobinę ośmielony dodał "ale czy jesteś pewna że to bezpieczne, w końcu jesteś kobietą i to jeszcze białą" powiedziałam, że wszystko będzie dobrze i że jak trzeba to sie leci.
Ustawiając się w kolejce do odprawy również, chcąc - nie chcąc, zrobiłam odrobinę zamieszania, jak biała plamka na masie ciemnej czekolady, jakbym niby chciana a jednak nie proszona zburzyła odwieczny porządek swiata.
W kolejce byłam jedyną białą kobietą, jedyną osobą bez bagażu i jedyną do której strażnik podszedł kilka razy tłumacząc ze lot do Londynu jest odprawiany w sąsiedniej bramce. Później, już w kolejce zwróciłam uwagę stewardessie, która zaczeła krzyczeć niemiłosiernie na zakłopotanego starszego mężczyznę, który najwyraźniej nie zrozumiał, w której linii ma się ustawić. Gdy powiedziałam jej, że powinna przestać krzyczeć, gdyż w pracy wymaga się od niej innego zachowania, odpowiedziała, że on przecież jest głupi i, i tak nie zrozumie, kiedy powie się mu spokojnie. Jednak pod presją mojego spojrzenia raz jeszcze wytłumaczyła mu w prostych słowach a mężczyzna zmieszany całą sytuacją spokojnie oddalił się do drugiej bramki. Nie, nie chciałam nawet myśleć o tym, że takie zachowanie nigdy nie zdażyłoby się gdyby pasażer miał na sobie garnitur i leciał do Amsterdamu.
Doleciałam do Dhaki o poranku, przy lądowaniu powitały mnie gęste chmury wymieszane ze smogiem, potem czekała odprawa paszportowa. Tuż przede mną mężczyzna z trudem usiłował wytłymaczyć coś celnikowi, który rzucił w końcu jego paszport na blat i kazał mu się zabierać. Mnie przywitał z uśmiechem i pytał się dość nerwowo o stolicę Polski, na koniec pozdrowił i kazał uważać na lokalnych rzezimieszków, w końcu Dhaka to niebezpieczne miasto, szczególnie dla mnie. Nie, nikt nie przeskanował mi plecaka, nie wyrzucił wnętrzności torby na środek blatu.
Kilka kroków za bramą czekała już uśmiechnięta kompania. Faizal i Arish przyjechali po mnie białą, przerdzewiałą toyotą, Kierowca szarmancko otworzył mi drzwi a potem trochę zesmutniał kiedy okazało się, że jednak automatyczne okna się nie otwieraję. Nie tak miało być, pokręcił głową Faizal, nie tak mieliśmy cię przyjąć, jakby mówił kiedy starałam się czytać w jego myślach.
Śniadanie jednliśmy w Gloria Jeans, deser w Cream and Fudge, obiad w Friday's. Kiedy w końcu nalegałam na miejscowe jedzenie, zgodzili się na następny lunch w hotelowej restauracji, "tak bezpieczniej" rzucili, jakbym potrzebowała jeszcze wyjaśnienia. W sklepie asystowały mi trzy ekspedientki, kiedy wybierałam pamiątkowe mydełka i ręcznie tkane szale. Jedynym miejscem, do którego mogłam pójść sama, była toaleta, choć pewnie gdybym została tam zbyt długo, w końcu, ktoś przyszedłby sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku.
Nasz harmonogram był intensywny, przylecilimy tylko na dwa dni a w kalendarzu aż dziewięc różnch spotkań. Potrzebowalismy zrobic dokladne rozeznanie by podjąć decyzje o otwarciu biura w Bangladeszu. Przez to co chwile znowu odpalaliśmy silnik i wyruszalismy przez zakorkowane ulice na drugi koniec miasta.
W około biegały bose dzieci przerzucając stosy gruzu tworząc fortece z betonowych kikutów i żelaznych prętów, jakaś kobieta niosła na głowie kosz pełen owoców, mężczyźni w grupkach ustawiali sie na rogach ulic dyskutując o czymś zawzięcie i spluwając co kilka minut resztkami przeżutego tytoniu. A ja oglądałam ten świat za szybą wynajętego samochodu, którego dzienny koszt wynajmu przekraczał tygodniową zapłatę kierowcy. Zastanawiałam się nad znaczeniem słów "poznać i poznawać", "zwiedzić, odwiedzić i doświadczyć".
40 procent mieszkańców Bangladeszu żyje poniżej progu ubóstwa, 41% dzieci poniżej piątego roku życia jest niedożywiona. Na spotkaniu ze studentami w renomowanym uniwersytecie gdzie czesne kosztuje kilka razy więcej niż w prywatnej uczelni w Polsce, zapytałam zgromadzonych o problem społeczny, który chcieliby rozwiązać w swojej ojczyźnie. Po krótkiej naradzie wybrali ubóstwo i rozrastającą się niesprawiedliwość społeczną. Zaczeli nawet oczyma wyobraźni tworzyć schematy projektu, myśleli jak wiedza i doświadczenie w AIESEC pomogą im rozwiązać problem ubóstwa i niedożywienia raz na zawsze.
Dumali tak przez dłuższą chwilę, a potem wszyscy pojechaliśmy na piwo na dach najwyższego budynku w mieście żeby podziwiać Dhakę z tak wysoka, że już ani śmieci na ulicach nie widać, ani dzieci koczujących na rogatkach, ani juz nawet zbytnio nie śmierdzi.
środa, 8 kwietnia 2015
Brak mi Cie Siostro, brak mi Cie Bracie.
Jej pomarszczona skora i zamglone oczy
Ida, opowiesc bez pouczenia
Słowa, po wyjściu z kina wydzierają się z gardeł i wpadają na pierwsze strony gazet. Że Polacy przecież tylko ratowali, że z nas nikt nie zabijał, że to propaganda, fałszowanie historii i obraza dla narodu. Dyskutowali wszyscy, nawet Ci którzy nie widzieli, ale przecież coś tam słyszeli, bo przecież każdy ma zdanie, bo przecież cisza w filmie jest zaproszeniem do dyskusji po nim.
W ciemnosci
Kiedy Ida dostała oskara część z moich kolegów i koleżanek w pracy zainteresowała się filmem i polskim kinem w ogóle. Pytali kilka razy o czym dokladnie jest film, którego w Malezji nikt nie chce wystawić. Odpowiadałam, że to historia cierpienia, samotności i poszukiwania sensu. W poruszeniu kiwali głowami, kiedy mówiłam, że główna bohaterka to dziewczyna, która ma przyjąć święcenia do klasztoru ale tuż przed tym jej matka przełożona wyjawia jej tajemnice o krewnych i o tym, że z pochodzenia jest Żydówką a jej rodzina zmarła w czasie holokaustu. I wtedy zapada ta niezręczna cisza, dopiero potem dowiaduje się, że w Malezji nie porusza się w szkołach problemu holokaustu, że to temat tabu, w książkach go nie ma.Jedziemy samochodem na spotkanie z klientem, kiedy zaczyna się piorunująca nawałnica. Strugi deszczu siekają szyby samochodu i po chwili drogą spływa już rzeka brudów. Grzęźniemy między Cheras a Ampang Park. Lisa patrzy na mnie i po chwili pyta "Czy możesz opowiedzieć mi o Żydach?" Wyglądam przez okno i zastanawiam się długo nad odpowiedzią, widze że jest trochę spięta, lecz zamiast odpowiedzieć biorę głęboki wdech, po czym ona sama dodaje "widzisz w Malezji nie ma Żydów, nie może być, a ja myślę że oni są takimi samymi ludźmi jak my, że pewnie też mają problemy i mają swoje radości, że niektórzy są dobrzy i szczerzy, a inni zabobonni, fałszywi i grzeszni. Dopiero wczoraj przeczytałam czym był holokaust, po tym jak mówiłaś w pracy o filmie i wstydzę sie, że wcześniej o tym nie wiedziałam, jednak myślę, że cierpienie ludzkie nie ma wyznania ani koloru skóry. To co teraz dzieje się w Palestynie nie jest ani dobre, ani szlachetne. Najlepiej byłoby gdybyśmy nauczyli się żyć najpierw jak ludzie, a dopiero potem stawali się muzłumanami, chrześcijanami, żydami czy hindusami".
Patrzyłam na nią jeszcze przez chwilę, w końcu uśmiechnełam się i dodałam, "myślę, że wiesz już wszystko co trzeba o Żydach".
Nie, nie radze sobie
sobota, 28 lutego 2015
wielkie oczy.
samotność.
Dzisiaj minęło dziewięc lat od momentu kiedy ostatni raz wyszłam mu na pożegnanie. Przez ostatnie dziewięc lat zjezdziłam pewnie ćwierć świata a jednak wciąż, zastanawiam się, czy przypadkiem nie marnuję czasu, włócząc się stąd tam, starając się znaleźć jakieś dobre miejsce na ziemi, tyle że w każdym raju znajduję szlak prowadzący do nastepnego Eldorado, więc tak przemieszczam się z kąta w kąt spiąc na walizkach. Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu, dom zawsze byl tylko jeden, inne były mieszkania, teraz domem stało się każde miejsce w którym mogę rano napić się gorącej kawy a wieczorem spoglądając przez okno zobaczyć świat pogrążony w mroku.
Nie, nie przywiązuję sie do materii, do miejsc, do ludzi, wszystko przeciez przemija, tylko kupuje kubki i szklanki, talerze i miseczki, wszystko tymczasowe, a jednak z nadzieją na przetrwanie. Zawsze planuje zostać, zawsze w koncu wyjezdzam w podazaniu za nowym, podobno lepszym swiatem.
Zastanawiam sie czy to konsumpcjonizm? Czy supermarket swiata, ktory pozwala nam wybierac tak dlugo ze nie musimy nigdy na nic do konca sie zdecydowac, ze nigdy nie musimy po prostu trwac i budowac, odnawiac, dbac i kultywowac, sprawia, że dzis, jak nigdy wczesniej, nic nie trwa dlużej niż do następnej wersji dostepnej na półkach lub online. Czy ta wielość wyborów nie sprawiła, że zamiast w szczęściu, błądzimy w labiryncie alternatyw, ze chcemy i miec i być, i udajemy że można mieć wszystko, kosztem niczego.
Błądzimy, starając się znaleźć drógą połowę, która idealnie będzie pasowałą do naszych idealnych przywar, cierpimy rozczarowania i decydujemy się już więcej nie próbować, decydujemy się żyć samemu, zupełnie niezależnie, bojąc się kochać i ufać, wiedząc ze skrzywdzić mogą nas tylko ci, którym pozwolimy rozgoscic się w salonie naszego życia. Mówimy, że podjeliśmy wybór, że racjonalnie będzie zostać samemu, przecież nie potrzebujemy innych, tacy potrafimy być szczęśliwi podróżując z plaży do plaży, z klubu do klubu, z raju do raju. Kultywujemy wolność i niezależność, nei dopuszczając do świadomości myśli o tym jak bardzo uciekamy, jak bardzo boimy spojrzeć w lustro, jak bardzo boimy się upływającego czasu. Łapiemy chwilę, przecież drugiej szansy może już nie byc.
droga.
Zacznę więc prościej, w autobusie trasy Phnom Phnem - Ho Chi Minh City wyciągnęłam z torby notatnik, ten jeden który zawsze pakuje ze sobą, na wypadek gdybym potrzebowała cos zapisać, albo narysować, albo polozyc pod głowe. Popatrzyłam, zamknęłam spowrotem i już dalej patrzyłam się tylko przez okno, Czas mijał wolniej niż zwykle, na ekranie telewizora przewijały się obrazy z chińskiego filmu, zawsze zastanawiam się dlaczego bohaterowie w pewnym momencie w kazdym tradycyjnym filmie chinskiej kinematografii unosza sie w powietrze podczas walki na miecze.
Przekraczałam granice pomiedzy Kambodżą a Wietnamem, moze nie najbardziej uroczyście czy z pompą, ale zawsze, jechałam spowrotem do Ho Chi Minh zeby następnego ranka wylecieć do Kuala Lumpur, wrócić do domu i pracy. Jednym z moich największych problemów ostatnio stał się mój paszport, bo zostały mi tylko 2 czyste strony, nie zeby sie skarżyć, po prostu muszę wyrobić nowy. Podobno niezbyt to trudne, wystarczy pójść do ambasady, złożyć wniosek, uiścić opłatę i czekać miesiąc. Przez ten miesiąc albo półtora zostać w jednym miejscu, w jednym kraju i go nie opuszczać, To prawie jakby nabrać powietrza i wytrzymać pod wodą półtory minuty i się nie udusić.
A przecież świat jest pełen możliwości, mamy go na wyciągnięciu ręki, trzeba nam iść dziarsko przed siebie, nie oglądać się, odkrywać, zdobywać, wygrywać, wciaz być elastycznym i mobilnym. Szkoda tylko że kiedy oferowano nam bilet na tę podróż w nieznane, nikt nie zwrócił uwagi na szczegóły napisane małym druczkiem gdzieś na siódmej stronie umowy. Nie było czasu, autobus już odjeżdzał, samolot szykował się do startu, więc biegliśmy wszyscy na oślep by złapać za klamkę od drzwi.
ambicja.
W czasach globalnego kryzysu nie stać nas na przeciętność. Przeciętność kosztuje utratę klienta, trzeba nam zaspokoić wszystkie potrzeby naszych wierzycieli, tak żeby chcieli wciąż inwestować a nie przerzucić biznes do kolejnej bananowej republiki z tanią siłą roboczą.
Trzeba być ambitnym, mieć jasno określony plan na życie, wydzielone kamienie milowe, harmonogram, cele na każdy miesiąc i osiągać, osiągać, osiągać.
Idealne, szczęśliwe życie jest przecież rezultatem ciężkiej, codziennej pracy, ciągłego zmagania się ze sobą i światem, przekraczaniem granic i ogólnym wysiłkiem organizmu, który kiedyś doceni pracę i będzie szczęśliwy, tak gdzieś około osiemdziesiątki, albo po dwunastej w nocy, kiedy po powrocie z pracy, zakupów, dodatkowych lekcji rosyjskiego, briefingu z szefem i kolacji z klientami mozemy trochę odpocząć i cieszyć się z życia. I tylko jeszcze sprawdzę facebooka, odpisze na maile, poczytam na twitterze i wrzucę kilka pięknych fotek #bezfiltra na instagram zeby udowodnic sobie ze wszystko przecież jest cudaśne.
szczęście:
Do perfekcji opanowana umiejętność rozciągania się jak gumka recepturka, przecież jakoś trzeba to wszystko perfekcyjnie połączyć, wchłonąć idealną karierę, ciekawe życie, tętniący rozkoszą romans, przysmaki świata, podróże, nowe buty, teatr, kino i imprezę co weekend. Kolejne poszukiwania idealnej drugiej połowy prawie tak samo skomplikowane jak idealny zapach porannej kawy, po prostu musi mieć to "coś" i nie mieć tego "czegoś", i być po prostu dopasowana do standardów. Chciałoby się powiedziec ze płacę i wymagam, ale podobno to niezbyt "cool" tak płacić, powinnien/powinna sama chciec sie do mnie dopasować i wtopić w interior mojego idealnego życia.
A jak nie to, to przecież mogę być zupełnie przeszczęśliwą singielką, która ma wszystko i żyje pełnią życia, zupełnie, zupełnie spełniona, jak pokazuje moj instagram.
Moje szczęście zależy jedynie ode mnie i to ja wybieram, po prostu co rano wkładam kostium perfekcyjnej pani domu, biznesswoman, romantycznej kochanki, matki, córki, ciotki, przyjaciółki na dobre i na złe i zawadjackiej single woman, proste prawda?
Tylko moja szafa ostatnio ma mole. Walcze z tym, włożyłam najdrozszy spray, umyłam wszystkie ściany solą kamienną z zapachem szałwi, nawet zawołałam specjalistę od wnętrza, kazał mi spryskać wszystko lawendą i przykleił plasterki na ukojenie starych bruzd, takie ładne, kolorowe, zupełnie jak spinki do włosów, albo cukierki.
niedziela, 11 stycznia 2015
Przeciez jest i słońce i deszcz
Gdy po nieprzespanej nocy w końcu wybucham w reakcji na jego entuzjazm, on patrzy na mnie zmieszany.
"Nie rozumiem Cię!" mówię podniesionym głosem. On mrozy oczy i z prostotą dziecka odpowiada
"Ale przecież tajemniczość jest ciekawsza od przewidywalnosci" a potem uśmiecha się jak chłopczyk który właśnie przyniósł kwiatki koleżance z podwórka.
Pękam. Już wiem jak to się skończy, już wiem ze nic więcej nie wskoram. Miotam się, próbuje zachować poważny wyraz twarzy, marszcze brwi, krzyżuję ramiona i staram się, staram by w końcu poddać się pacyfikacji.
"Nie, nie zawsze" odpowiadam i głośno wypuszczam powietrze. Siadam obok niego na kanapie i udaje ze pracuje. Kontem oka spoglądam na jego niczym nie zmacona twarz. To moment kiedy nie wiem czy bardziej na siebie jestem zła A to że ja tak nie mogę po prostu odpuścić, czy na niego ze on po prostu cieszy się życiem.
środa, 7 stycznia 2015
Plany
wtorek, 6 stycznia 2015
Kielbasa i ser.
Kęs po kęsie powoli delektował się najzwyczajniejszą przekąską w Europie, nadzwyczajnym rarytasem Azji.
"Wiesz" - powiedział w końcu gdy jego talerz był w połowie pusty - "To tak bardzo przypomina mi dom. Zwykle wieczorami z babcią siadaliśmy na werandzie naszego domu i przygotowywaliśmy przekąski dla reszty rodziny. Kiedy już podrosłem, ja głownie przygotowywałem jedzenia a ona zawsze patrzyła na mnie z dumą i mówiła, że jeszcze mi tylko piwa brakuje i wtedy można już żyć. A potem przynosiła kilka butelek z lodówki albo spiżarni i rozlewała do kufli ciemnożółty, gęsty płyn ozdobiony dwu centrymetrową pianą."
Oboje zapadliśmy w zadumę, on zastanawiał się zapewne czy jego babcia byłaby z niego dumna i dzisiaj, gdy siedzi na przedmiesciach Kuala Lumpur próbując odnaleźć się w gaszczu pytań o przyszłość. Ja, zastanawiałam się czy to czego nam brakuje, czy smaki i zapachy tak znane z domu, naprawdę są wdrukowane w nasze pojęcie o sobie czy po prostu to przyzwyczajenie kieruje nami i definiuje swoje jako te lepsze.
poniedziałek, 5 stycznia 2015
Postanowienia noworoczne
"Mam nadzieje że będziemy szczęśliwi w tym roku" - wyszeptałam i otworzyłam oczy. Niebo zamiast granatowej, przybrało złotą barwę, odchłań rozświetliły fajerwerki a my wpatrzeni w ten pokaz milczeliśmy przez chwilę. Potem życzyliśmy sobie najpiękniejszych wspomnień i najlepszych wrażeń.
W notesie mam jedną stronę z czerwonym napisem 2015. Pod nim 12 punktów, które mają za zadanie zdefiniować 12 miesiecy tego roku. Trzy zachowania, które mają przeobrazić giermka w rycerza. Niech zatem ten rok będzie rokiem wytrwałości w dążeniu do szczęścia. Bedzie rokiem autentyczności, odpowiedzialności i zadowolenia z życia.