niedziela, 7 czerwca 2015

Bezgłos

Na imię mam Sanda

Kiedy szłyśmy przez ciemną salę konferencyjna wypełnioną uwaznymi spojrzeniami widzów, na chwile zacisnęła moją dłoń. "Boję się" - wyszeptała tuż przed wejściem na scene. "Wszystko będzie dobrze" odpowiedziałam i uścisnęłam ją dla dodania otuchy. Potem gdy już stała w świetle reflektorów i szeptała swój wiersz stałam na środku uśmiechnięta, umówiłyśmy się, że jak bedzie się bardzo bała to popatrzy na mnie, że tak będziemy się wspierać.

Historia Sandy to dziesięc lat życia i milion cierpienia, to smutek dziecka, które wyrzekło się własnego domu by nauczyć się czytać. Ucieklo, by wreszcie spać nie budząc się w nocy za każdym podmuchem wiatru, by wreszcie bać się tylko koszmarów, nie przerażającej bezsilności dnia.

Sanda, na codzien grzeczna i pogodna dziesieciolatka to jedna z podopiecznych szkoly dla uchodzcow w Kuala Lumpur. Z rodziną przedostala się piechotą przez słabo strzeżoną granicę między Birmą a Malezją i udało im się uzyskać status uchodźca UN. Status zapewnia jej tyle że nie musi co kilka miesięcy wyjezdzac stad by tylko wrocic, nic więcej, rząd Malezji nie jest zainteresowany uregulowaniem spraw uchodźców, których w zależności od badań jest od 150.000 do 500.000. Dziewczynka od kilku miesięcy nie moczy się już w nocy i zaczeła chodzić do szkoły prowadzonej przez wolontariuszy, w marzeniach chce dostać nauczycielką, bo wie jak bardzo potrzebna jest nauka, nie tu w Malezji, ale tam w Birmie gdzie zostala czesc jej rodziny i chyba zadne z dzieci nie potrafi czytac w wiosce na Poludniowym Zachodzie kraju.

Akademia pod palmami. 
Wygląda to trochę jak wielka hala, boisko do gry w siatkówkę tylko zamiast parkietu jest betonowa posadzka i nie ma słupków do rozwieszenia siatki. Jest tez male podium w końcu pod ścianą pomalowaną w drzewa i motyle. W rzędach stoją małe stoliki zawsze nie-dopasowane krzesła, po dwa lub trzy przy każdym, przy suficie zaś krążą ogromne ramiona wiatraków, na klimatyzacje nigdy nie ma pieniedzy.

Wchodzę trochę spóźniona bo przeciez jestem tu prawie co tydzien od wrzesnia i nie potrzebuje kolejnej mowy otwierającej, nie chce nawet słuchać najnowszych wydarzeń, jeszcze nigdy nie słyszałam pozytywnych wiadomości. Znowu ktoś prosi o ryż i ziemniaki, bo ojciec jednej z rodzin został zatrzymany przez policje i jest przetrzymywany w areszcie. Przewinienie jak zawsze to samo, nielegalna praca na budowie albo w kuchni jednego z wielu mamaków przy drodze. Nielegalna, gdyż każda praca uchodzców jest poza prawem.

Grupka chłopców stoi pod ścianą, w tłumie rozpoznaje Umuta, śmieje sie na mój widok i macha ochoczo. Juz dobrze się znamy, już wie, że sprawdzę jego zadanie domowe i że jak czegoś nie rozumie, to nie musi się bać, że może powiedzieć nawet to, czego się leka. Nie pytam go zbytnio o Pakistan, o dom, czasami tylko sam mówi, "Teacher, w Malezji jest super, bez strachu i moja siostra może się uczyć, i wszystko jest piekne, naprawdę"

Razem rozwiązujemy zadania z matematyki, ćwiczymy pisanie i czytanie. Ostatnio liczyliśmy ile kosztują produkty na ulubione Gobi Aloo i Kebab. Dopiero za trzecim razem Umut zrozumiał, że jeśli kilogram ziemniaków kosztuje RM3 to pół będzie za półtora ringgit .Nigdy nie rozwiązywał zadań tekstowych, nigdy też nie robił zakupów. Jego matka przychodzi do ośrodka pomocy dla uchodzców i dostaje racje, na kupowanie nie mają pieniedzy, a matka pewnie i tak by syna nie wysłała po zakupy.



W blasku
Jest prawie druga w nocy kiedy zamykam wreszcie komputer, tak, bardzo chcialam uporać się z tą prezentacją wcześniej, prosiłam mówców i prezenterów o co najmniej dzień na złożenie wszystkiego w całość, ale "przecież oni są bardzo zapracowani", usłyszałam. Tak bardzo, że ja teraz kończę o 2giej a wstawać muszę o szóstej - chciałam rzucić w twarz koordynatorce ale stwierdziłam, że to już nic nie zmieni.

Zaspana przyjezdzam do sali koncertowej na obrzeżach KL, w jednej ręce trzymam materiały, w drugiej kubek z kawą. Jak zawsze coś nie działa, jak zawsze ktoś chce zmienić kilka slajdów w prezentacji. Czuję kompletną bezsilność gdy nasz gość VIP spokojnie tłymaczy mi że jest wielce doświadczony i to już nie pierwsza taka jego konferencja wiec powinnam mu zaufać. Prawie eksploduje kiedy koordynatorka projektu uprzejmie przeprasza go za moje zachowanie - za to, że przypominam mu, że termin zsyłania prezentacji minął 3 dni wcześniej i nie moge już zmienić jego slajdów - mnie nikt nie przeprasza za nieprzespaną noc i brak szacunku do mojej pracy.

Jednak kiedy wychodze z auli i pierwszy raz spotykam Sansan i Zeye, dwójkę dzieci uchodzców, całe zdenerwowanie mija. Stoją w rogu czytając z kartki swoje wiersze. Dzisiaj jest ich wielki dzień, mają wystąpic przed 300 widzami na scenie sali koncertowej, największej jaką kiedykolwiek widzieli. Mają opowiedzieć historię ich życia, historię przeprawy przez wilgotną dżunglę, bezdroża ryzowych pól. Chłopcu załamuje się głos kiedy wspomina tygodnie niepewności, czekania na zmierzch i nocne przeprawy przez błoto, mówi, że pomimo tego jak bardzo był głodny wiedział, że musi iść, że musi być cicho, że inaczej jego rodzice nie dadzą sobie rady z cierpieniem.

W ramach konferencji udało nam się zebrać około 110.000RM, czyli równowartość 4.5 rocznych wypłat dla nauczyciela, czyli rownowartość szansy na naukę dla prawie 200 dzieci.

W cieniu
W Malezji mieszka od 150.000 do 500.000 uchodzców. We wrześniu zeszłego roku rząd zabronił im legalnej pracy a także dzieciom uczęszczania do szkół. Rzecznik rządu tłumaczył w wywiadzie prasowym, że Malezji nie stać na utrzymanie dzieci w szkołach a bezrobocie wzrasta więc celem ministerstwa pracy jest przede wszystkim zapewnienie zatrudnienia obywatelom. Na pytanie zagranicznego korespondenta co mają zatem zrobić uchodzcy, skoro nie mają ani pracy ani środków do życia, zakłopotany rzecznik stwierdził, że albo mogą uzyskać pomoc od organizacji pozarządowych, albo się wyprowadzić, że Malezja nie powinna być ich stałym miejscem zamieszkania tylko co najwyżej tymczasowym.

Póżniej, w reportarzu BBC równie zakłopotany korespondent dodaje, że kara za nielegalną prace jest równa tej za kradzież. Nawet nie dziwię się statystykom pokazującym, że w więzieniach za drobne przestępstwa około 80% karanych to obcokrajowcy z ASEAN, głównie uchodzcy i nielegalni imigranci. Prasa rządowa pomija temat, prasy nie-rządowej w Malezji, nie ma.

O uchodzcach głośno robi się dopiero kiedy statek wypełniony muzłumańskimi uciekinierami z Birmy zostaje zawrócony przez malezyjską straż przybrzeżną. Oficjalne media muszą zająć się tematem, presja z zagranicy jest zbyt duża, odświeżają zatem statystyki i tłumaczą, że ze względu na spadek wzrostu gospodarczego Malezji nie stać na uchodźców, że bracia muzłumanie są w potrzebie, ale lepiej będzie jak zostaną u siebie, a Malezja prześle im żywność z Kuala Lumpur do Yangoon. Wkrótce zaczyna sie tez Ramadan, wiec jako muzlumanie sami powinni zrozumiec, ze to nie jest najlepszy czas na zawracanie glowy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz