wtorek, 6 stycznia 2015

Kielbasa i ser.

Kiedy na desce do cięcia znalazła się krakowska kiełbasa oczy Pedro rozbłysły. "Olu, nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwy" wyszeptał i powąchał opakowanie suchej krakowskiej. Potem z trudem próbowaliśmy pociąć dojrzały ser Rubin. Gdy i pomarańczowe kawałki sera powędrowały na talerz, Pedro wpatrywał się w nie z zachwytem.
Kęs po kęsie powoli delektował się najzwyczajniejszą przekąską w Europie, nadzwyczajnym rarytasem Azji.
"Wiesz" - powiedział w końcu gdy jego talerz był w połowie pusty - "To tak bardzo przypomina mi dom. Zwykle wieczorami z babcią siadaliśmy na werandzie naszego domu i przygotowywaliśmy przekąski dla reszty rodziny. Kiedy już podrosłem, ja głownie przygotowywałem jedzenia a ona zawsze patrzyła na mnie z dumą i mówiła, że jeszcze mi tylko piwa brakuje i wtedy można już żyć. A potem przynosiła kilka butelek z lodówki albo spiżarni i rozlewała do kufli ciemnożółty, gęsty płyn ozdobiony dwu centrymetrową pianą."
Oboje zapadliśmy w zadumę, on zastanawiał się zapewne czy jego babcia byłaby z niego dumna i dzisiaj, gdy siedzi na przedmiesciach Kuala Lumpur próbując odnaleźć się w gaszczu pytań o przyszłość. Ja, zastanawiałam się czy to czego nam brakuje, czy smaki i zapachy tak znane z domu, naprawdę są wdrukowane w nasze pojęcie o sobie czy po prostu to przyzwyczajenie kieruje nami i definiuje swoje jako te lepsze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz