wtorek, 8 sierpnia 2017

Życie w obrazkach

Spotkałam się dzisiaj na lunch z kolegą w Sharky's, jednej z lepszych knajp w mieście gdzie w kuchni używa się wyłącznie lokalnych produktów. Właściciel - Sharky - uciekł z Birmy po protestach w 1988 i zrządzeniem losu wylądował w Szwajcarii gdzie przez kilka lat doskonalił swoje umiejętności kulinarne. Ocieplenie politycznego klimatu zmotywowało go do powrotu do ojczyzny a smykałka do biznesu zaowocowała otworzeniem całkiem schludnej knajpki z europejskim jedzeniem przyrządzonym z rodzimych składników (zapewne brak dostępnych zagranicznych produków i ciągłe problemy z zaopatrzeniem jangońskich sklepów również odegrały tu swoja rolę).

Zamówiłam sałatkę z pieczoną dynią, fetą i orzechami. Zrobiłam jej zdjęcie i opublikowałam je na instagramie zanim zaczęłam jeść. Na szczęście nie była to zupa albo gorące drugie danie, wtedy głupio byłoby szukać idealnego ujęcia. W drodze na lotnisko sprawdziłam jak się mają moi znajomi przeglądając ich zdjęcia na Facebooku albo Insta. Jedzą dobrze i podróżują, więc chyba wszystko w porządku. Po przyjeździe rozbolał mnie brzuch, tutejsze taksówki zawsze wywołują u mnie nudności. Puszki koli, którą wypiłam żeby przeczyścić zawartość żołądka już nie opublikuję.

Zaczełam się zasanawiać jak bardzo mijamy się z prawdą o życiu przeżywając je w obrazkach.

Sałatka z pieczoną dynią, fetą, orzechami i z czym jeszcze kucharz miał pod ręką

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz