Od siedmiu lat mieszkam za granicą. To prawie jedna czwarta mojego życia i większość dorosłości. Nie uważam się za typową Polkę, nie wiodę typowo polskiego życia (nawet nigdy nie spędziłam urlopu remontując mieszkanie chociaż wiem jak naprawić cieknący kran i skręcić meble). Mój obraz Polski to wspomnienia z dzieciństwa i coroczne świateczne wizyty u babci. I choć staram się być na bieżąco z wydarzeniami w domu, choć śledzę wiadomości i przeglądam fakty, czasem tak trudno odnieść mi się do wojny polsko - polskiej nad Wisłą. Z jednej strony czuję ogromną dumę widząc ludzi na ulicach zaangażowanych w walkę o fundamentalne prawa, z drugiej wstyd mi gdy muszę tłumaczyć dlaczego wciąż o te prawa trzeba nam się spierać. Jakby Polska i protest były powiązane niewidzialną nicią.
Jednak nie uchylam się, protestuje. Często prawie w pojedynkę, na różnych końcach świata zapalam świeczki, przyczepiam transparenty albo rozkładam parasolkę. Wiem, że mój protest jest niewidzialny, że usłyszy o nim jedynie skłócona Polonia i wyedukuje mnie mówiąc, że tracę czas. Starsi panowie powiedzą mi, że może gdybym mieszkała w Berlinie albo w Nowym Jorku to coś by to nawet znaczyło, ale że jestem w Rangunie lub Kuala Lumpur, to tylko zawracam głowę.
Pamiętam, kiedy przyleciałam do Birmy w czasie drugich niezależnych, i pierwszych uznanych przez hunte, wyborów w 2014. Pamiętam tłumy na ulicach świętujące fakt, że po piećdziesięcu latach autorytarnych rządów generałów, wreszcie społeczeństwo mogło samodecydować. Pamiętam też gdy euforia mineła i nowy rząd napotkał pierwsze słowa krytyki. Pamiętam ludzi, którzy pomimo niezadowolenia cieszyli się z prawa do krytykowania władzy. Może moje protesty są niewidzialne, jednak głęboko wierzę, że nie protestujemy tylko po to żeby kogoś przekonać do naszych racji, ale przede wszystkim, żeby wyrazić swój sprzeciw przeciwko działaniom godzącym w nasze wartości. I choć może i Rangun, i Kuala Lumpur są na drugim końcu świata, to wierzę, że nasz protest nie jest zupełnie nieistotny.
Dlatego dzisiaj również protestuję, jak zwykle z daleka, w pojedynkę i zapewnie bez rozdźwięku, przeciwko zabieraniu nam Chopina i ubierania go w jedynie-słuszny biało-czerwony frak z metką Polska dla Polaków. Przeciwko wygładzaniu niedoskonałości historii i zabieraniu nam prawa do nauki na naszych błędach. Wreszcie, przeciwko dzieleniu nas na prawych i prawszych, godnych i (nie/po)godnych do uczczenia minutą ciszy bohaterów godziny W.
Jednak nie uchylam się, protestuje. Często prawie w pojedynkę, na różnych końcach świata zapalam świeczki, przyczepiam transparenty albo rozkładam parasolkę. Wiem, że mój protest jest niewidzialny, że usłyszy o nim jedynie skłócona Polonia i wyedukuje mnie mówiąc, że tracę czas. Starsi panowie powiedzą mi, że może gdybym mieszkała w Berlinie albo w Nowym Jorku to coś by to nawet znaczyło, ale że jestem w Rangunie lub Kuala Lumpur, to tylko zawracam głowę.
Pamiętam, kiedy przyleciałam do Birmy w czasie drugich niezależnych, i pierwszych uznanych przez hunte, wyborów w 2014. Pamiętam tłumy na ulicach świętujące fakt, że po piećdziesięcu latach autorytarnych rządów generałów, wreszcie społeczeństwo mogło samodecydować. Pamiętam też gdy euforia mineła i nowy rząd napotkał pierwsze słowa krytyki. Pamiętam ludzi, którzy pomimo niezadowolenia cieszyli się z prawa do krytykowania władzy. Może moje protesty są niewidzialne, jednak głęboko wierzę, że nie protestujemy tylko po to żeby kogoś przekonać do naszych racji, ale przede wszystkim, żeby wyrazić swój sprzeciw przeciwko działaniom godzącym w nasze wartości. I choć może i Rangun, i Kuala Lumpur są na drugim końcu świata, to wierzę, że nasz protest nie jest zupełnie nieistotny.
Dlatego dzisiaj również protestuję, jak zwykle z daleka, w pojedynkę i zapewnie bez rozdźwięku, przeciwko zabieraniu nam Chopina i ubierania go w jedynie-słuszny biało-czerwony frak z metką Polska dla Polaków. Przeciwko wygładzaniu niedoskonałości historii i zabieraniu nam prawa do nauki na naszych błędach. Wreszcie, przeciwko dzieleniu nas na prawych i prawszych, godnych i (nie/po)godnych do uczczenia minutą ciszy bohaterów godziny W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz