Zadziwia mnie czasem to jak bardzo potrafię zamknąć w mojej przestrzeni codzienności Umościć się w bąblu oderwanym od otaczającej mnie rzeczywistości. Wstaję rano, pijąc kawę sprawdzam wiadomości, rzucam okiem na plan dnia i pogodę za oknem. Potem idę do pracy, jem lunch i przegryzam jakieś sezonowe owoce. Wracajac do domu zachaczam o sklep i stoisko z warzywami. Potem przebieram się i idę na siłownie, a wracając do domu czasem kupię butelkę wina by napić się lampkę czytając wieczorem.
Czasem obawiam się, że jedyne czym moje życie różniłoby się gdybym zamiast w Rangonie mieszkała w Warszawie to pogodą i może ilością czasu spędzonego dojeżdżając do pracy. Tutaj spaceruje 10 minut.
A przecież od dziesięciu miesięcy mieszkam w Birmie. Kraju tak odległym czaso-przestrzeniowo. Kraju, gdzie 1.7miliona dzieci pracuje nielegalnie, bo ich rodziców nie stać na szkołę, gdzie heroina dodawana jest do pensji pracownikom kopalnii jadeitu szukającym zielonego złota po 16 godzin dziennie, oraz kraju, gdzie kolejny dziennikarz właśnie trafił do więzienia za raport na temat łamania praw człowieka przez birmańską armię na terenach zamieszkiwanych przez Rohingya.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz