Już ponad miesiąc odkąd przyleciałam do Kambodży. W tym czasie zdążyłam się trochę otrzaskać z lokalną rzeczywistością, wiem jak używać mapy w telefonie żeby przedostać się do najważniejszych punktów miasta, mam też pojęcie ile powinny zabrać i kosztować najprostsze czynności. Zrobienie zakupów to jedno z podstawowych sprawunków i że powoli zaczynam się czuć coraz bardziej miejscowa to wiem też gdzie, co i za ile należy kupić.
Ze względu na wielogodzinną pracę, zakupy to głównie moje weekendowe zajęcie. Nie jest to jednak sprawa aż tak prosta jakby się wydawało.
Centrum Handlowe
W Phnom Penh jest tylko jeden supermarket, do jakich przyzwyczailiśmy się żyjąc... wszędzie. Aeon Big to miejsce nie tylko zakupów ale przede wszystkim spotkań. Można tam znaleźć zachodnie marki produktów, zjeść w knajpce, napić się kawy od Glorii Jeans, czy wstąpić do Tous les Jours po świeże bagietki. Są też butiki z butami, kilka sklepów z odzieżą, jest nawet lodowisko i sklep z zabawkami. Supermarket ma trzy piętra i zdecydowanie nie są to Warszawskie Tarasy, jednak jak się nie ma co się lubi... Jednakże zakupy tam robi się raczej z konieczności, jeżeli nie uda się znaleźć niezbędnych produktów w innych, tańszych i bardziej dostępnych miejscach.
Market
Większość zakupów w tygodniu robię po prostu w marketach. W PP jest kilka sieci małych sklepików osiedlowych, które wbrew pozorom są dobrze zaopatrzone. Trochę większy i bardziej zachodni to Thai Huot w którym można znaleźć i produkty żywnościowe i kosmetyki a także garnki i kubki, troszeczkę droższy od wiekszego Lucky, jednak ze względu na lokalizacje, zdecydowanie mój priorytet.
Targowisko
Jednak najbardziej intensywnym doświadczeniem kulturalno - zakupowym, jest oczywiście wizyta na targu. Bazarów w Phnom Penh jest mnóstwo, średnio jeden na każdą dzielnicę. Największy nazywa się Russian Market i pomimo tego, że wielokrotnie pytałam, wciąż nikt nie odpowiedział mi na pytanie co Rosjanie mają wspólnego z targowiskiem. Jednakże jest on w samym sercu miasta i dodatkowo można kupić tam dość dużo pamiątek, ręcznie robionej biżuterii czy galanterii.
Ponieważ produkty codziennego użytku na dzielnicowym targowisku są tak samo dostępne jak te na największej hali Russian Market, z wygody wybieram dzielnicowy targ na BKK1, na przeciwko szkoły zaraz obok mojego mieszkania. Targ otaczają parkingi motocykli gdzie za jedyne 500KHR czyli 0.12 usd mozna zostawić maszynę i na dobrze rozkoszować się tym, co bazar oferuje. Mur targu zbudowany jest głównie z blachy falistej wielu małych straganów tworzących zewnętrzny plaster oddzielający parking od strefy handlu. W środku, pod ogromnym namiotem znajdują się sektory targu z różnym zabudowaniem w zależności od charakteru pracy. Na ogromnych ławach oddzielonych dyktą wykładają swoje produkty handlarze i handlarki spożywczy, sekcja owoców miesza się z mięsem i rybami oraz graniczy z otwartą jadłodajnią. Obok garkuchni znajdują się salony piękności gdzie za kilka dolarów można obstrzyc włosy i zrobić paznokcie. Dalej są ubrania i środki czystości które znów przechodzą w produkty spożywcze stałe, jak ryż czy makaron i znów owoce, mięso i ryby.
Targ tętni swoim życiem i zawsze jest tam tłoczno, jednak po doświadczeniach z Azji Środkowej brakuje organizacji i przede wszystkim dbania o higienę. Surowe mięso otaczają kłęby kurzu i chmary insektów, po podłodze leją się nieznanego pochodzenia płyny. Warzywa są o połowę tańsze niż w warzywniaku, jednak odór szczególnie po południu jest dość zniechęcający, często powoduje odruch wymiotny więc dla mnie targ to raczej konieczność. Do tej pory kupowałam jedynie warzywa i owoce przede wszystkim jeśli nie mogłam znaleźć ich na i oczywiście są one świeże i smaczne, jednakże jeśli muszę przejść przez aleje z mięsem, to często wolę po prostu zajść do sklepu za rogiem i kupić je w bezpiecznym, czystym i sprawdzonym miejscu.
Dodatkowym utrudnieniem są również żebrzące dzieci co chwilę trącające nas przed wejściem na targ jednak w brew pozorom sprzedawcy są nadwyraz uczciwi i nawet na samym początku, kiedy wciąż miałam problem z przelicznikiem rieli na dolary zawsze bardzo sprawiedliwie odliczali mi resztę. Po kilku razach na tym samym straganie sprzedawcy nabierają też odwagi i poczucia obowiązku względem klienta więc zdarzyło mi się już, że handlarz usilnie przekonywał mnie do kupna mango i jakoś nie koniecznie namawiał na ananasy co jak mi powiedziano miało sugerować że mango są świeże a ananasy niekoniecznie.
Super Dyskont
Słyszałam też o dyskoncie, jedynym w mieście australijskim odpowiedniku Lidla, jednak sklep o chwytliwej nazwie Super Duper znajduje się dość daleko a jego asortyment nie jest większy niż minimarketu, dlatego ze względu na niewielką ilość zakupów jeszcze nie zdążyłam się wybrać do raju vegemite i schabu.
To może koszyk:
Dodatkową opcją jeśli chodzi o świeże warzywa i owoce jest również koszyk warzyw od Discovery Farm w dwóch rozmiarach dostarczany do drzwi klienta w dowolnej częstotliwości. Produkty pochodzą z organicznej i pro-społecznej farmy założonej przez wolontariuszy jednej z organizacji pozarządowej i pomimo wyższej ceny niż np. w warzywniaku zdecydowanie warto rozważyć koszyki szczególnie gdy brak czasu na zakupy a i rodzina większa. Dla mnie niestety nawet mały koszyk jest zbyt duży więc zakupy robię codziennie/ co drugi dzień na rogu w Nature Garden.
Sklep na rogu:
Minimart Kiwi albo Lama to narożne sklepy z bardzo podstawowymi produktami, głównie napojami i pół przetworzoną żywnością. Znajdzie się w nich puszka piwa czy coli ale już mąki na naleśniki możnaby szukać ze świecą. W asortymencie od żywności do środków higieny przez zabawki i zapalniczki jednak do tej pory bardziej traktowałam je jako ostatnią szansę ponieważ są otwarte nieco dłużej niż inne sklepy jednak z góry wiadomo że nawet podstawowych zakupów się tam nie zrobi.
Niezależnie od miejsca, wybierając się na zakupy w Phnom Penh warto spojrzeć na zegarek ponieważ sklepy otwierają się najwcześniej o ósmej i zamykają najpóźniej o 10 (Aeon Big w dni tygodnia). Na szczęście bary, restauracje czy stragany z jedzeniem otwarte są do późna więc w najgorszym wypadku gdy nie uda nam się zrobić zakupów, na kolacje za niewielkie pieniądze można po prostu wyjść na miasto.
Ze względu na wielogodzinną pracę, zakupy to głównie moje weekendowe zajęcie. Nie jest to jednak sprawa aż tak prosta jakby się wydawało.
Centrum Handlowe

Market
Większość zakupów w tygodniu robię po prostu w marketach. W PP jest kilka sieci małych sklepików osiedlowych, które wbrew pozorom są dobrze zaopatrzone. Trochę większy i bardziej zachodni to Thai Huot w którym można znaleźć i produkty żywnościowe i kosmetyki a także garnki i kubki, troszeczkę droższy od wiekszego Lucky, jednak ze względu na lokalizacje, zdecydowanie mój priorytet.
Targowisko
Jednak najbardziej intensywnym doświadczeniem kulturalno - zakupowym, jest oczywiście wizyta na targu. Bazarów w Phnom Penh jest mnóstwo, średnio jeden na każdą dzielnicę. Największy nazywa się Russian Market i pomimo tego, że wielokrotnie pytałam, wciąż nikt nie odpowiedział mi na pytanie co Rosjanie mają wspólnego z targowiskiem. Jednakże jest on w samym sercu miasta i dodatkowo można kupić tam dość dużo pamiątek, ręcznie robionej biżuterii czy galanterii.
Ponieważ produkty codziennego użytku na dzielnicowym targowisku są tak samo dostępne jak te na największej hali Russian Market, z wygody wybieram dzielnicowy targ na BKK1, na przeciwko szkoły zaraz obok mojego mieszkania. Targ otaczają parkingi motocykli gdzie za jedyne 500KHR czyli 0.12 usd mozna zostawić maszynę i na dobrze rozkoszować się tym, co bazar oferuje. Mur targu zbudowany jest głównie z blachy falistej wielu małych straganów tworzących zewnętrzny plaster oddzielający parking od strefy handlu. W środku, pod ogromnym namiotem znajdują się sektory targu z różnym zabudowaniem w zależności od charakteru pracy. Na ogromnych ławach oddzielonych dyktą wykładają swoje produkty handlarze i handlarki spożywczy, sekcja owoców miesza się z mięsem i rybami oraz graniczy z otwartą jadłodajnią. Obok garkuchni znajdują się salony piękności gdzie za kilka dolarów można obstrzyc włosy i zrobić paznokcie. Dalej są ubrania i środki czystości które znów przechodzą w produkty spożywcze stałe, jak ryż czy makaron i znów owoce, mięso i ryby.

Dodatkowym utrudnieniem są również żebrzące dzieci co chwilę trącające nas przed wejściem na targ jednak w brew pozorom sprzedawcy są nadwyraz uczciwi i nawet na samym początku, kiedy wciąż miałam problem z przelicznikiem rieli na dolary zawsze bardzo sprawiedliwie odliczali mi resztę. Po kilku razach na tym samym straganie sprzedawcy nabierają też odwagi i poczucia obowiązku względem klienta więc zdarzyło mi się już, że handlarz usilnie przekonywał mnie do kupna mango i jakoś nie koniecznie namawiał na ananasy co jak mi powiedziano miało sugerować że mango są świeże a ananasy niekoniecznie.
Super Dyskont
Słyszałam też o dyskoncie, jedynym w mieście australijskim odpowiedniku Lidla, jednak sklep o chwytliwej nazwie Super Duper znajduje się dość daleko a jego asortyment nie jest większy niż minimarketu, dlatego ze względu na niewielką ilość zakupów jeszcze nie zdążyłam się wybrać do raju vegemite i schabu.
To może koszyk:
Dodatkową opcją jeśli chodzi o świeże warzywa i owoce jest również koszyk warzyw od Discovery Farm w dwóch rozmiarach dostarczany do drzwi klienta w dowolnej częstotliwości. Produkty pochodzą z organicznej i pro-społecznej farmy założonej przez wolontariuszy jednej z organizacji pozarządowej i pomimo wyższej ceny niż np. w warzywniaku zdecydowanie warto rozważyć koszyki szczególnie gdy brak czasu na zakupy a i rodzina większa. Dla mnie niestety nawet mały koszyk jest zbyt duży więc zakupy robię codziennie/ co drugi dzień na rogu w Nature Garden.
Sklep na rogu:
Minimart Kiwi albo Lama to narożne sklepy z bardzo podstawowymi produktami, głównie napojami i pół przetworzoną żywnością. Znajdzie się w nich puszka piwa czy coli ale już mąki na naleśniki możnaby szukać ze świecą. W asortymencie od żywności do środków higieny przez zabawki i zapalniczki jednak do tej pory bardziej traktowałam je jako ostatnią szansę ponieważ są otwarte nieco dłużej niż inne sklepy jednak z góry wiadomo że nawet podstawowych zakupów się tam nie zrobi.
Niezależnie od miejsca, wybierając się na zakupy w Phnom Penh warto spojrzeć na zegarek ponieważ sklepy otwierają się najwcześniej o ósmej i zamykają najpóźniej o 10 (Aeon Big w dni tygodnia). Na szczęście bary, restauracje czy stragany z jedzeniem otwarte są do późna więc w najgorszym wypadku gdy nie uda nam się zrobić zakupów, na kolacje za niewielkie pieniądze można po prostu wyjść na miasto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz