Wzrok w jego oczach wibrował, nie wiem czy nazwać to frustracją czy ciekawością czy po prostu jednym i drugim zmieszanym nierozłącznie jak promienie przenikające przez powietrze osiadające na skórze. Tak, poczulam jego spojrzenie filtrujące moją twarz. Wstał i patrzyl sie na mnie jak na zjawisko z innego świata, odleglego o mile morskie albo lata świetlne. W końcu wydusił z siebie, "Nie tylko ty potrafisz bawic się słowami" i stał juz tak blisko ze moglam poczuć jego oddech na twarzy.
"Ale ja sie nie bawie" odpowiedziałam z wyrzutem
"To co mówisz ma sens i go nie ma zarazem, jeśli naprawdę tak myślisz to..." urwał i wciaż spoglądał mi prosto w oczy.
Odwróciłam się by nabrać tchu, byliśmy sami na środku drogi nieopodal wiaduktu, jedyne światła poza naszą lampą dochodzily z szosy oddalonej o jakies 50 - 100 metrów. Otaczało nas chłodne powietrze i podmuchy wiatru, w okół tylko las, od czasu do czasu słyszeć można samochód przejeżdzający po drodze głównej. Nie wiem ile tak staliśmy patrząc się na siebie ale pewnie nieprzyzwoicie długo. Odruchowo przygryzlam usta, chyba to zauwazyl bo zaczął cos mówic, troche bez składu, troche o udawaniu, troche o odkrywaniu. Zadzwonił telefon, zapomnialam ze wzięlam ze sobą klucze od pokoju i Misza nie mogla wejść do środka. "Ach, juz wracam" powiedzialam i szlismy dalej w milczeniu.
"Nigdy nie poznałem kogoś takiego jak ty" powiedzial patrząc to na mnie to przed siebie.
"To dobrze czy źle?" zapytałam.
"I dobrze i źle" odpowiedział "Dobrze, bo tak bardzo to doceniam, źle bo musiałem tak dlugo czekać" dodał.
"I nie mów że jesteś samolubna, ludzie tacy jak Ty kochają zycie, a zeby kochać zycie trzeba kochac siebie"
Uśmiechnęłam się, nic więcej nie trzeba bylo mówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz