poniedziałek, 15 września 2014

Role już dawno zdefiniowane

Kropla po kropli sączy się czarna i gęsta jak smoła kawa. Szklaneczka u spodu wypełniona jest słodkim, skondensowanym mlekiem kokosowym, metalowa czarka z wierzchu zawiera aromatyczny napój. Kawa po wietnamsku, jak Azja uczy cierpliwości, skraplania wymaga długiego oczekiwania.
Jesteśmy w Antipodean, Europejskiej restauracji w Bangsar w centrum miasta.  Europejskosc jest w cenie, kawa kosztuje mnie tyle co dwie w pobliskiej kawiarni. Jednak gości nie brakuje, szczególnie ze miejsce jest popularne pośród emigrantów z zachodu jak i ludności lokalnej, zdarzają się pary mieszane, zdarzają się głodni wrażeń przybysze z pustynnych emiratow. Para przy stoliku na godzinie 5 przyjechała zapewne z jakiegoś przepięknego skrawka pustyni, ona zapewne jest kwiatem on strażnikiem, jej prywatnym reżyserem, stenografem i producentem.
"Czy myślisz ze one się uśmiechają?" - pytam delikatnie wskazując na wpatrzona w siebie parę
"Myślę że ciężko uśmiechać się przez chustę na twarzy, a Ty co myślisz?"
"Myślę że tak, myślę że one nawet śmieją się czasem bezglosnie, albo ze to ich oczy się śmieją, my tylko nie potrafimy tego odczytać, pojąć, zauważyć"
Kobieta na godzinie 5 tej ubrana jest w abaje z wysokiej jakości czarnego szyfonu, na głowie ma hidzab, jej twarz przesyłania szczelnie nikab zdobiony kolorowymi cekinami polyskujacymi w świetle lamp restauracji.
Patrząc na jej męża dochodzę do wniosku, że ona jest w moim wieku, jej oczy są duże i pełne, wydają się uśmiechać. Rozmawiają o czymś przyciszonyny głosem w nieznanym mi języku, nie rozumiem kodu ich szeptu bez wskazówek pochodzących z wyrazu twarzy, gestów dłoni i ciała. Kobiety Bliskiego Wschodu muszą być doskonałymi komunikatorkami mając do dyspozycji jedynie przyciszone słowa.
Gdy on na chwilę odchodzi od stolika, jej oczy budzą się, czarne kontury rzęs zdają się miogotac, ona rozgląda się jakby chciała połknął trochę świata, jakby właśnie obudziła się w środku nocy porazona przez słup światła. Zastanawiam się co by mi powiedziała gdybym zapytała się czy jest szczęśliwa? Zastanawiam się co by powiedział jej ojciec który pozbawił jej twarzy i słów, zastanawiam się jakich słów bali się tak bardzo mężczyźni by zamknąć usta kobietom....
On wraca, ona znowu pokornieje, on płaci, wychodzi przed nią, otwiera jej drzwi, zamyka drzwi za nią i prowadzi jak dziecko przez ulicę, potem oboje znikają w zakamarkach ulic.
------------------
Dwa dni później w metrze spotykam kobietę w atlasowej sukni zakrywajacej jej ciało od stóp do głów, odsłaniając jedynie nadgarstki. Jej chusta odsłania co prawda twarz i na chwilę koncentruje się na jej pełnych ustach. Potem dostrzegam ze pomimo długiej nieprzeswitujacej suknii jej smukłe ciało odznacza się na obcislym materiale. Wyuczone oko widzi więcej niż by się wydawało. Ona uśmiecha się jakby zażenowana, może odkryłam właśnie jej niewypowiedziana tajemnice.

wtorek, 2 września 2014

natura strachu

Nie zebym sie specjalnie czegoś bała, bardziej po prostu skupiam się ostatnio na naturze strachu, takiego pierwotnego, zero-jedynkowego strachu. Łapię się na tym, że miejsca które widzę są piękne ale przeraża mnie ze z nikim ich nie dziele, że nikomu o nich nie opowiadam, że już nawet mi piękne, dorodne drzewa palmowe wydają się zupełnie zwyczajne. Kolory, bajkowe tęcze kolorowych straganów wydaja się być normą, do której nie tyle że się już dawno przyzwyczaiłam, ale nawet od których uciekam na drugą stronę ulicy bo ludzi za dużo, bo tłoczno i śmierdzi. I ani mnie praca nie cieszy, ani nie smuci zbytnio, tylko troche się dusze, troche brakuje mi powietrza, troche staram się wypłynąc na powierzchnie i zaczerpnąć tchu by jeszcze troche wytrzymać, jednak za każdym razem kiedy odbije sie od dna, wychyle nozdrza i gardło, przełknę trochę swiezosci, opadam jeszcze głębiej, jeszcze bardziej w mętnej wodzie powszedniości.

I tych momentów, tego powolnego spadania w odchlan powszechnosci boje się najbardziej. I nie wiem gdzie szukać życia, które trzeba będzie złapać za rogi, które będzie wierzgać i nie da wytchnienia, a nawet kiedy pomyśle ze juz sie uspokoiło, to ono znowu rzuci sie w wir niesamowitości. Za którym trzeba będzie biegać, które nigdy nie zaakceptuje słabości, ale które w zamian zaoferuje i spelnienie, i uśmiech, i sen sprawiedliwego.

Wiem, nie mam na co narzekać, przeciez moje zycie i tak jest bardzo kolorowe, moje problemy raczej błahe a zmartwienia bardzo niepowazne. Tylko, tylko, chcialoby się w życiu odrobiny pieprzu, odrobiny rażącego słońca i wiatru w żagle.

sobota, 9 sierpnia 2014

Nie tylko ty potrafisz bawic się słowami

Wzrok w jego oczach wibrował, nie wiem czy nazwać to frustracją czy ciekawością czy po prostu jednym i drugim zmieszanym nierozłącznie jak promienie przenikające przez powietrze osiadające na skórze. Tak, poczulam jego spojrzenie filtrujące moją twarz. Wstał i patrzyl sie na mnie jak na zjawisko z innego świata, odleglego o mile morskie albo lata świetlne. W końcu wydusił z siebie, "Nie tylko ty potrafisz bawic się słowami" i stał juz tak blisko ze moglam poczuć jego oddech na twarzy. 
"Ale ja sie nie bawie" odpowiedziałam z wyrzutem
"To co mówisz ma sens i go nie ma zarazem, jeśli naprawdę tak myślisz to..." urwał i wciaż spoglądał mi prosto w oczy.

Odwróciłam się by nabrać tchu, byliśmy sami na środku drogi nieopodal wiaduktu, jedyne światła poza naszą lampą dochodzily z szosy oddalonej o jakies 50 - 100 metrów. Otaczało nas chłodne powietrze i podmuchy wiatru, w okół tylko las, od czasu do czasu słyszeć można samochód przejeżdzający po drodze głównej. Nie wiem ile tak staliśmy patrząc się na siebie ale pewnie nieprzyzwoicie długo. Odruchowo przygryzlam usta, chyba to zauwazyl bo zaczął cos mówic, troche bez składu, troche o udawaniu, troche o odkrywaniu. Zadzwonił telefon, zapomnialam ze wzięlam ze sobą klucze od pokoju i Misza nie mogla wejść do środka. "Ach, juz wracam" powiedzialam i szlismy dalej w milczeniu. 

"Nigdy nie poznałem kogoś takiego jak ty" powiedzial patrząc to na mnie to przed siebie. 
"To dobrze czy źle?" zapytałam.
"I dobrze i źle" odpowiedział "Dobrze, bo tak bardzo to doceniam, źle bo musiałem tak dlugo czekać" dodał. 
"I nie mów że jesteś samolubna, ludzie tacy jak Ty kochają zycie, a zeby kochać zycie trzeba kochac siebie" 
Uśmiechnęłam się, nic więcej nie trzeba bylo mówić.


tymczasem

Gdy patrze na wciaz nierozpakowane walizki i  sterte ubran walajacych sie na drugim łóżku w pokoju zaczynam watpic w caly ten wielki piekny swiat stojacy otworem dla kazdego kto tylko chce przekroczyc jego prog. W Malezji jestem juz od prawie trzech tygodni i wciaz sie nie rozpakowalam, nie znalazlam czasu ani chęci, bardziej chęci niz czasu. Wciaz mieszkam w tymczasowym hostelu, myje się w tymczasowej lazience i jem w tymczasowym barze na dole. Nie, nie kupilam kubków i miseczek sniadaniowych, przeciez w kazdej chwili moze sie okazać ze przerzucaja mnie zmiasta na prowincje, z prowincji do drugiej. 

wtorek, 29 lipca 2014

Dzień Dobry

Słońce, pierwsze co zobaczylam po obudzeniu się na fotelu samolotu to jasne promienie słońca odbijające się od tafli chmur pod nami. Potem wszystko odbywało się już bardzo prędko, niewielkie turbulencje, uśmiech załogi, powitanie przez celników, bagaż, drugi bagaż, przejaz przez bramki, salut obsługi gdy wychodzilam na platformę lotniska.

MariSu czekała na mnie w umówionym miejscu, kawa, naleśniki i uścisk dłoni. "Bałam się" mówiła "wiesz, teraz każdy lot kryje w sobie odrobinę niebezpieczeństwa". "Takie mamy juz czasy" powiedzialam jakby próbując dodać jej odwagi. Trzecie piętro, winda, korytaż, poziom minus jeden i fala gorąca jak wejście do sauny w zimowy dzień. "Witamy w Malezji" usłyszałam tylko i troche po omacku przesunełam się w stronę samochodu.

Gdy przemierzałysmy miasto serpentyną bocznic i przecznic śmiałam się tylko patrząc na palmy, bananowce i odlatujące ptaki. Czyli to jednak prawda, jestem w Malezji, kraju bez zimy i chłodu, bez śniegu i przeszywającego wiatru, który powstrzymuje każdy odruch. Jestem w Malezji, powtarzałam sobie i już przed oczyma przebiegały mi obrazy możliwości, podróży do kolejnych rajów.