Zostawanie w Chandigarh na weekend nie miało najmniejszego sensu, zadzwoniłam do Gio, chłopaka z Kazachstanu którego poznalam jeszcze w Delhi i zapytalam czy możemy przyjechać na weekend. Większość ludzi od niego z mieszkania porozjeżdzala sie w tym czasie po Indiach wiec miejsce dla 4rech zbląkanych osóbek bez problemu sie znalazlo. Tym bardziej ze dziewczyny w poniedziałek musiały rano iść do pracy wiec w niedzielne popołudnie wracały już do Chandigarh. Michał miał zostać do konca tygodnia bo już definitywnie zrezygnował z praktyki.
Ostatnią noc w Chandigarh spedziliśmy na imprezie na dachu budynku. wraz z innymi praktykantami sącząc drinki podziwialiśmy Himalaje które zdawały sie byc na wyciągnięcie ręki. Niesamowity widok, potężne góry zanurzone w jeziorze okryte mocą migoczących gwiazd, takie spokojne, a takie niebezpieczne.
Około 12.00 rikszą pojechalismy na dworzec, tam okazało się że będziemy musieli czekać jeszcze przez godzine bo do naszego pociągu trzeba wcześnniej doczepić wagony. Nic nas chyba nie zdziwi juz w Indiach, z reszta z perspektywy czasu godzinne opóźnienie to nic wielkiego. Spiąc na wąskich materacach zwisających z sufitu dojechaliśmy do Delhi .
Old Delhi Rail Station obudziła nas gwarem i żarem spadającym z nieba. Rikszarze przekrzykiwali sie bylebyśmy tylko wybrali ich auto, a my z chęcią wybralibyśmy ale nie za tę cenę, wiec znowu trzeba bylo sie targować. Kiedy dojechaliśmy do naszej dzielnicy Lajpat Nagar była 6sta. Gio nie odbierał telefonu a my nie znaliśmy dokładnego adresu bo cała feraina z 179 przeprowadziła się tydzień temu do nowego mieszkania. Poszliśmy więc do parku i tam czekaliśmy na wiadomości od Gio . Po godzinie wreszcie sie pojawił a my mogliśmy wreszcie odpocząć.
okolo 10tej wybraliśmy sie pod India Gate, Michal nie opuszczał nas ze swoim aparatem przez co miałysmy z dziewczynami tysiące zdjęć. Indusi też nas nie opuszczali z ich aparatem w związku z czym często musielismy ich odganiać i tlumaczyć że nie chcemy byc maskotkami i nie niekoniecznie chciałabym zeby robili nam zdjęcia. Spod India Gate przeszliśmy sie do budynku Parlamentu gdzie widzieliśmy małpy wesoło baraszkujące na ścianach budynków. Przyszedł też czas na sjeste i leżąc sobie w parku na chwile nawet .... zasnęłam co szybko zostało udokumentowane serią zdjęć.
Potem metrem pojechaliśmy wprost pod Red Fort gdzie odprowadziłam drużynkę. Kiedy oni zwiedzali ja sączylam sobie milkshakea w Mac Donaldzie. Czyż to nie niedorzeczne, w Polsce MacDonalds kojarzy sie nam z kiepską jakościa i je sie tam tylko w razie nagłego wypadku, no poza milkshakeami. Tutaj na jedzenie w Macu moga sobie pozwolić tylko najbogatsi, a przed wejściem strażnik sprawdza każda osobe. Tak sobie siedzac i myślac czekałam na nich aż w pewnym momencie po prostu zaczęłam zasypiać. Nie wiem czy to ze stresu czy z gorąca czy z jednego i drugiego ale nie mogłam powstrzymac się przed tym żeby nie zasnąć na siedząco z kubeczkiem w ręku.
Po chwili poczułam rękę na ramieniu, na szczęście to Justyna wypatrzyła mnie w tłumie, mogliśmy wracac. W drodze powrotnej Michał zglodniał wiec zaszliśmy do jednej z normalnie wygladajacych restauracji na Chadi Chowk, on zjadł a ja w tym czasie zapytałam się gdzie możemy kupić przyprawy dla naszych mam. I chyba cos jest w tym moim blond szcześciu, bo właściciel restaruacji podał nam adres do miejsca gdzie on kupuje swoje przyprawy, bazaru na obrzeżach delhi. Nęcąca woń cynamonu pokierowała nas do metra a potem riskza pojechaliśmy na kraniec miasta. Tam prawdziwy hinduski bazar z milionem zapachów i smaków. Rozejżeliśmy sie w okolo i zaczęło się kupowanie, żadne z nas nie wiedziało co jest do czego wiec właściciel straganu w końcu popdopisywał nam paczuszki, to potrzebujecie do mięsa, to jest do deserów, tego nie kupujcie nie bedzie wam smakowało. Na koniec dobiliśmy targu i jeszcze dostalimsmy 150rs zniżki. Szczęśliwi jak nigdy wrócilismy do mieszkania.
Potem poszliśmy do sąsiedniego TH zobaczyć się ze znajomymi, niestety na Vinoba puri nie zastaliśmy ani Janka ani Karoli. Ale nie ma tego zlego, poznaliśmy nowego praktykanta z USA, w między czasie przyjechal też Laurent i wspólnie graliśmy potem w Bitches Bitches u nas w mieszkaniu. Umówiliśmy sie też na następny dzień na Aakshadam Temple, bo im nas więcej tym... cieplej, szczegołnie w Indiach :)
Co to biczes biczes i czemu ja jeszcze w to nie grałam?
OdpowiedzUsuń:)