plan na dziś?
pakowanie, pakowanie, pakowanie... jak ja tego nie lubię...
Bo z moimi wyjazdami to zawsze jest tak, że albo czegoś zapomnę i muszę na miejscu kupować najdziwniejsze rzeczy (ręczniki, pidżame, szczoteczkę do zębów) albo co gorsza zawsze coś zostawię (ręczniki, bluzkę) i potem trzeba się wracać po rzeczy, bo jak nie to od razu włącza się potrzeba domknięcia poznawczego ...
a trzeba przyznać pakowanie sie na dwa miesiące przeraża... przynajmniej mnie
poniedziałek, 29 czerwca 2009
niedziela, 28 czerwca 2009
Zostały dwa dni, we wtorek we wczesnorannych godzinach trzeba będzie wyruszyć, nie ma już odwrotu, jest wiza, jest bilet, trzeba lecieć. I co? I przyszedł strach, przyszło przerażenie. A możeby tak dać sobie z tym wszystkim spokój, zostać w domu, gdzie czuje się bezpiecznie?
I gdzie schowała się ciekawość, która popycha ku nieznanemu? I gdzie te wszystkie płonne nadzieje by przeżyć przygodę? Oczekiwania zostały gdzieś z tyłu. Teraz panuje strach mnożący swą potęgę w tysiącach pytań, w ogromie wątpiwości. Strach, przed którym nie da się uciec ani schować pod kołdrę. Strach, któremu trzeba będzie odważnie stawić czoło, zmierzyć się z wasnymi lękami, z tym co najbardziej niepewne we mnie samej.
I gdzie schowała się ciekawość, która popycha ku nieznanemu? I gdzie te wszystkie płonne nadzieje by przeżyć przygodę? Oczekiwania zostały gdzieś z tyłu. Teraz panuje strach mnożący swą potęgę w tysiącach pytań, w ogromie wątpiwości. Strach, przed którym nie da się uciec ani schować pod kołdrę. Strach, któremu trzeba będzie odważnie stawić czoło, zmierzyć się z wasnymi lękami, z tym co najbardziej niepewne we mnie samej.
sobota, 27 czerwca 2009
Coś w tym jest, musi być, w końcu tyle razy już miało się nie udać, w końcu tyle już było zamkniętych przed nosem drzwi. A jednak, a jednak jakaś wewnętrzna siła wciąż pcha na przód, wciąż popycha do działania i wciąż każe wierzyć, że w końcu się uda. I udało się, wszystkie fomralności załatwione, we wtorek lecę :)
niedziela, 21 czerwca 2009
czwartek, 18 czerwca 2009
wtorek, 9 czerwca 2009
dawno, dawno już nie pisałam nic o sprawach związanych z wyjazdem, a trzeba przyznać, trzeba nawet postawić sprawy jasno i rzeczowo... zmieniło się dużo.
Po pierwsze dopięłam ostatecznie miejsce przylotu, będzie to nie New Delhi, nie Mombay ale właśnie Chandigarh. Ponadto zarezerwowałam już bilety i uroczyście mogę oświadczyć że lecę! tak właśnie, pakuje manatki i lecę, z Berlina przez Helsinki lecę! 1 lipca lecę! Od tego napięcia za chwile w Sopocie, chłodnym i dzisiaj nad wyraz ponurym, odlecę.
Ale jeżeli ktoś myśli, że rezerwacja biletów to koniec formalności by być szczekliwym podróżnikiem z głową pełną marzeń, to jest w błędzie. Bo jest i np wiza. Wiza, którą bez problemu można dostać, ale w Warszawie. Ja zasadniczo w Warszawie nie jestem, nie ma też tam mojego paszportu. A czasu mało, nawet bym powiedziała, brak. Zatem po poszukiwaniach, przeszperywaniach, odnajdywaniach w zakamarkach sieci znalazłam firmę, co to zajmuje się wyrobem wiz do Indii akurat i jej też zleciła, albo lepiej jutro mój brat zleci wyrobienie mi wizy. Uff. Powinnam zdążyć.
Zostaje jeszcze tylko profilaktyka. Chciałoby się rzec uzależnień, a kilka ich mam, po przyjeździe z Indii będzie pewnie więcej, jednak tym razem jest to profilaktyka chorób zakaźnych i tropikalnych, które czają się na blondynki w Indiach na każdym, każdym podkreślam kursywą kroku. Aczkolwiek, z racji tego że mam więcej szczęścia od rozumu w życiu, właśnie dzisiaj, wstawszy z rańca samego udałam się do punktu szczepień i wszystkie niezbędne szczepienia przyjęłam. Wszystkie to w moim przypadku całe dwa. Ale zawsze. Zatem z żółtą książeczką mogę się bez przeszkód formalnych wybrać do Indii. Tylko sesję zaliczyć by się przydało, no i jeszcze przewodnik zdobyć.
A z przewodnikiem to nie tak... hop hop. Okazuje się np że Lonely Planet India Travel Guide jest po prostu niedostępny. Nie że drogi, albo trzeba kilka dni czekać, po prostu go nie ma. Albo sieć jest dla mnie niełaskawa. W każdym razie przewodnik po zgooglowaniu pojawia się jedynie w USA ew w UK.
Toteż zamiast ślęczeć nad książkami z Emocji i Motywacji przeglądam namiętnie, wzbudziwszy juz całą paletę emocji nacechowanych wysoką intensywnością przeszukuję witryny sklepów podróżniczych, księgarni a nawet antykwariaty w poszukiwaniu dobrego przewodnika.
Po pierwsze dopięłam ostatecznie miejsce przylotu, będzie to nie New Delhi, nie Mombay ale właśnie Chandigarh. Ponadto zarezerwowałam już bilety i uroczyście mogę oświadczyć że lecę! tak właśnie, pakuje manatki i lecę, z Berlina przez Helsinki lecę! 1 lipca lecę! Od tego napięcia za chwile w Sopocie, chłodnym i dzisiaj nad wyraz ponurym, odlecę.
Ale jeżeli ktoś myśli, że rezerwacja biletów to koniec formalności by być szczekliwym podróżnikiem z głową pełną marzeń, to jest w błędzie. Bo jest i np wiza. Wiza, którą bez problemu można dostać, ale w Warszawie. Ja zasadniczo w Warszawie nie jestem, nie ma też tam mojego paszportu. A czasu mało, nawet bym powiedziała, brak. Zatem po poszukiwaniach, przeszperywaniach, odnajdywaniach w zakamarkach sieci znalazłam firmę, co to zajmuje się wyrobem wiz do Indii akurat i jej też zleciła, albo lepiej jutro mój brat zleci wyrobienie mi wizy. Uff. Powinnam zdążyć.
Zostaje jeszcze tylko profilaktyka. Chciałoby się rzec uzależnień, a kilka ich mam, po przyjeździe z Indii będzie pewnie więcej, jednak tym razem jest to profilaktyka chorób zakaźnych i tropikalnych, które czają się na blondynki w Indiach na każdym, każdym podkreślam kursywą kroku. Aczkolwiek, z racji tego że mam więcej szczęścia od rozumu w życiu, właśnie dzisiaj, wstawszy z rańca samego udałam się do punktu szczepień i wszystkie niezbędne szczepienia przyjęłam. Wszystkie to w moim przypadku całe dwa. Ale zawsze. Zatem z żółtą książeczką mogę się bez przeszkód formalnych wybrać do Indii. Tylko sesję zaliczyć by się przydało, no i jeszcze przewodnik zdobyć.
A z przewodnikiem to nie tak... hop hop. Okazuje się np że Lonely Planet India Travel Guide jest po prostu niedostępny. Nie że drogi, albo trzeba kilka dni czekać, po prostu go nie ma. Albo sieć jest dla mnie niełaskawa. W każdym razie przewodnik po zgooglowaniu pojawia się jedynie w USA ew w UK.
Toteż zamiast ślęczeć nad książkami z Emocji i Motywacji przeglądam namiętnie, wzbudziwszy juz całą paletę emocji nacechowanych wysoką intensywnością przeszukuję witryny sklepów podróżniczych, księgarni a nawet antykwariaty w poszukiwaniu dobrego przewodnika.
Subskrybuj:
Posty (Atom)